- Teraz możesz jeździć. - mrugnąłem.
- Dzięki.
Pojechaliśmy w stronę domu, rodzice wyjechali się wygrzać na Florydę, a ja i Victoria przez miesiąc zajmowaliśmy się domem. Rozpaliłem w kominku i zrobiłem nam kakao. Gdy je wypiliśmy, zabrałem Victorię nad wielką górę, aby obejrzeć zachód słońca. Gdy wchodziliśmy pod górę rzuciła się na mnie, a ja wpadłem w śnieg.
- Kotek się rozpędza? - zaśmiałem się i otrzepałem ze śniegu.
- Nie jest ci zimno? - wzdrygnęła się.
- Nie, jestem przyzwyczajony. - wzruszyłem ramionami. - Mój kopciuszek nie..
- Wiesz, może darujmy sobie tą wycieczkę co? - puściła parę z ust.
Podszedłem do niej, po czym wziąłem ją na ręce.
- Zaniosę się na górę i zniosę też, mojego kociaka. - mrugnąłem idąc powoli przed siebie.
~~Victoria~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz