sobota, 28 czerwca 2014

Od Julii - Nie wiem, co do ciebie czuję..(C.D)

Obudziłam się na sali szpitalnej. Podszedł do mnie jakiś lekarz, mówiąc.
- Jak pani się czuje? - spytała.
- Może pani doktor mi wyjaśni, dlaczego znalazłam się w szpitalu, leżąc na sali.
- Ma pani liczne obrażenia zewnętrzne i wewnętrzne. - westchnęła. - Może wyjaśnisz mi skąd one się wzięły?
Zaczęłam się głęboko zastanawiać, robić wgląd w przeszłość.
- Las.. - powiedziałam cicho. - Zaatakował mnie w lesie wilk, ugryzł w brzuch i  nogę.
- To, był wilk? - zdenerwowała się lekarka.
- Tak, a to źle?
W tej chwili wręczyła mi ona papiery, w nagłówku pisało "Zgoda na Operację".  Wiedziałam, że to konieczne, aby ratować mi życie. Na końcu dokumentów pisało "Podpis Pacjenta" wzięłam długopis do ręki i napisałam tam.. Julia Josefina Manrique. Zawieźli mnie na salę operacyjną i uśpili. Obudziłam się na zupełnie innej sali, niż na tej, w której leżałam poprzednio. Pewnie był ro Odział Intensywnej Opieki Medycznej. Podeszła ta sama lekarka.
- Podczas operacji pojawiły się pewne groźne komplikacje, ale teraz jest już wszystko w porządku. - uśmiechnęła się.
Lekarka miała już zamiar odejść, ale ja ją zatrzymałam.
- Pani doktor... Dziękuję.
Odwróciła się i odrzekła z uśmiechem.
- To moja praca, nie ma za co.
Leżałam na sali 2 dni, umierając z nudów. Trzeciego dnia przyszedł do mnie Federico. Rozmawialiśmy trochę, ale lekarz kazał mu już wyjść. Zostawił na stoliku kopertę, a w niej zapewne list. Otworzyłam ją i zaczęłam czytać...

"Kochana Julio..
Piszę do ciebie ten list, ponieważ boję się ci to powiedzieć osobiście.
Najlepiej będzie jeśli odsunę się od ciebie, dla twojego bezpieczeństwa.
Jak zaczęliśmy się spotykać, co chwilę Tobie się coś dzieje, a ja nie chcę żeby Coś ci się stało.
Dla mnie to jest bardzo trudne, ale czego nie robi się z miłości, prawda?
                                                                                                                          Zawsze Cię kochający..
                                                                                                                                               Federico."

 Nie mogłam w to uwierzyć, on zakochał się we mnie? Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać z powagi sytuacji. Minęła doba od kąt dostałam ten list, w końcu zebrałam się an odwagę, aby mu odpisać... Gdy skończę poproszę pielęgniarkę, aby to wysłała...

Drogi Federico!
Przeczytałam list, który od Ciebie otrzymałam. 
Nie wiem, jak Ci odpisać, aby Cię nie urazić...
Bardzo mi to schlebia, że zakochałeś się we mnie, ale nie rozumiem dlaczego.
Pragnę Ci napisać, że to nie przez Ciebie mam tego pecha, zawsze go miałam, więc proszę nie obwiniaj się, za to. 
Lecz ja nie odwzajemniam twoje uczucia, nie kocham Cię, ale możemy być przyjaciółmi...
                                                                                                                                                   Julia.



(Federico?, to, że Julia cię nie kocha nie znaczy, że możesz przestać zabiegać o jej uczucia Może ci się uda. :3.)
 
                                                                                                                                                    
 

Od Michała - Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać. (C.D)

Taki już jestem...szlachetny. Dziewczyny to słabsza płeć, więc należy, im pomagać. A Kasandra to moja przyjaciółka, więc jak niby miałbym jej nie pomóc. Przyjaciele są po, to by nawzajem się wspierać i pomagać sobie, na dobre i na złe.
- Dziękuję. - powiedziała cicho.
- Wracajmy już.
Kasandra skinęła głową, milcząc. Drogę powrotną musieliśmy przebyć na pieszo. Zajęło nam to dość sporo czasu, po jakiś 4 godzinach wędrówki byliśmy na obrzeżach miasta. Wsiedliśmy do busa, który podwiózł nas do centrum miasta. Odprowadziłem Kasandrę pod jej mieszkanie.
- Cześć! - powiedziałem odchodząc w kierunku mojego mieszkania.

(Kasandra?)

piątek, 27 czerwca 2014

Od Federico - List. (C.D)

Dowiedziałem się iż jakaś dziewczyna w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Okazało się że to Julia, poszła szukać mojego konia a tam napadły ją wilki. Matrix czekał na odebranie właściciela. Mi nic nie było, jedynie miałem skręconą rękę, usztywnili mi ją i zawinęli w bandaż, musiałem go nosić aż przez 5 tygodni. Wróciłem do domu, i zacząłem się martwić o Julię. Póki mnie nie poznała była bezpieczna, a teraz? Muszę się od niej odsunąć, wiem iż to będzie ciężkie ale muszę, dla jej bezpieczeństwa. Napisałem do niej list, bo sam bym się popłakał jak bym jej to powiedział. Napisałem tak:
Kochana Julio..
Piszę do ciebie ten list, ponieważ boję się ci to powiedzieć osobiście.
Najlepiej będzie jeśli odsunę się od ciebie, dla twojego bezpieczeństwa.
Jak zaczęliśmy się spotykać, co chwilę Tobie się coś dzieje, a ja nie chcę żeby Coś ci się stało.
Dla mnie to jest bardzo trudne, ale czego nie robi się z miłości, prawda?
                                                                                                                          Zawsze Cię kochający..
                                                                                                                                               Federico.
Poszedłem do szpitala, posiedziałem trochę przy niej i coś tam mówiłem, gdy wszedł lekarz i kazał mi już iść, dałem jej buziaka i zostawiłem list na stoliku. Poszedłem do domu, i od razu zasnąłem. Następnego dnia chodziłem przybity, nie chciało mi się już żyć. Postanowiłem że zabiorę Tofika, Matrixa i Chookaja i pojadę do mojego taty. Tak też zrobiłem, po południu byłem już u niego, i u kuzyna.
<Julia? - To dla ciebie, abyś była bezpieczna ;3>

Od Kasandry - To moja wina..(C.D)

Jakimś cudem wydostałam się z budynku,byłam cała roztrzęsiona.
Miałam nadzieję że Michał jednak wyjdzie z tego cało..w końcu..ich było dwóch i widziałam że jeden z nich miał nóż.
Jednak w końcu Michał wybiegł z budynku łapiąc mnie za rękę..udało nam się uciec.
Gdy mogliśmy w końcu odsapnąć po prostu upadliśmy na trawę. Spojrzałam na chłopaka i zobaczyłam mianowicie przecięty łuk brwiowy,rozcięta warga i do tego szrama na całym policzku.
Przewróciłam się na bok i przytuliłam do niego mocno. Jęknął cicho z bólu ale objął mnie ramieniem.
-Już jesteśmy bezpieczni..-powiedział chcąc mnie uspokoić.
-W-wiem..-szepnęłam.
Tulił mnie tak przez kilka minut puki się nie uspokoiłam.
Podniosłam się delikatnie i ponownie spojrzałam na jego twarz.
-Michał..-powiedziałam cicho a do oczu napłynęły mi łzy.
-Ej..-podniósł się i delikatnie otarł mój policzek z łez.-Nie płacz..jest już dobrze..
-N-nie..nie jest..jesteś strasznie poturbowany..i to przeze mnie..
-Kasandra..nie obwiniaj się..
Delikatnie założył kosmyk moich włosów za ucho i uśmiechnął się do mnie promiennie.
-Najważniejsze że tobie nic nie jest..-powiedział.
-N-no..ale..ale przecież..
-Wolę by moja przyjaciółka była bezpieczna niż ja sam.
Po chwili już beczałam,przytulił mnie mocno i pogłaskał po głowie. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego koszulę która była nieco poplamiona od krwi.

(?)

Od Michała - Zabawmy się! (C.D)

Alison wyglądała na zdrową, podejrzewam też, że tak się czuła. Obym się nie pomylił.
- No to, jak idziemy?
- Tak. - uśmiechnęła się.
Pomogłem jej dojść do samochodu. Odpaliłem silnik i pojechaliśmy do pobliskiego klubu. Alison upewniała mnie, że da radę sama iść, ale jakoś ja, w to wątpiłem.
- Gdy, będziesz potrzebowała pomocy... powiedz.
- Nie, dam radę sama, noga mnie już nie boli.
- Ehe. - niechętnie uwierzyłem w jej słowa.
Klub był elegancko, szykownie i stylowo urządzony. Poznać można było, że podoba się on Alison.
- To, jak zabawimy się...

(Alison?, tylko tym razem bez wypadków. ;D)

Od Alison - Szybko zdrowieję

- Z miłą chęcią oderwę się trochę od tego wszystkiego. Dzięki.
- Nie ma za co. To teraz tylko czekamy aż wyzdrowiejesz - zaśmiał się
- Zawszę szybciej zdrowieję niż powinnam. Nie wiem dla czego ale tak już mam i podejrzewam że noga jest już zdrowa bo nie boli. - uśmiechnęłam się a on zrobił dziwną minę.
- Nawet nie waż się stawać. To że cię nie boli nie znaczy że jesteś już zdrowa - powiedział bardzo stanowczo. Tego się nie spodziewałam ale i tak chciałam wstać. Miałam już dość bezradności i patrzenia jak mi usługuje. chociaż przyznam że jest słodki kiedy się troszczy. Podparłam się o nocną szafkę i chciałam wstać ale Michał od razu wstał na równe nogi i chwycił mnie w ramiona.
- Prosiłem cię a ty i tak swoje. Mam cię przywiązać do tego łóżka żebyś nie wstawała?
- Proszę cię... Daj tylko spróbować proszę... - Po chwili uległ ale i tak jak mnie postawił mocno trzymał żeby nie upadła. Pierwszy krok był niepewny i kuśtykałam. Ale następne było o wiele łatwiejsze i szczęście że nic mnie nie bolała. Na szczęście!
(Michał? To co idziemy?)

Od Victorii - Mój słodziak (C.D)

-Nie oddam cię nikomu - szepnęłam. Chłopak uśmiechnął się do mnie nie otwierając oczu.
Deszcz dalej padał, ale słabiej.Grzmoty już ucichły. Na zegarku była dwudziesta pierwsza. Westchnęłam.
-Hymm? - chłopak otworzył jedno oko.
-Jutro muszę wstać o piątej - powiedziałam. - Powinnam iść już spać.
-Czemu? - wydał się rozczarowany.
-Pracuję, idę na plan... nie mam wolnego, niestety - posłałam mu słaby uśmiech.
Chłopak niechętnie się podniósł. Pocałowałam go w policzek i wstałam.
-Na przeciwko kuchni jet toaleta, jak chcesz... jest tam prysznic i możesz się odświeżyć - powiedziałam i poszłam na górę. Przy mojej sypialni była druga toaleta.
Po kwadransie wyszłam z toalety, czysta w czarnej piżamie z białym nadrukiem twarzy Jokera. Weszłam do sypialni bez zapalania światła i chwyciłam swoją komórkę która leżała na stoliku i usiadłam na łóżku. Ustawiłam niemiłosierny budzik na piątą. Potem położyłam się przykrywając kołdrą.
-Dobranoc - poczułam na policzku usta Ericka i jego mokre od mycia końcówki włosów na twarzy.
Odwróciłam się do niego i wtuliłam w jego pierś.
-Dobranoc - powiedziałam już zasypiając.

Eric?

czwartek, 26 czerwca 2014

Od Erica - (C.D)

Uśmiechnąłem się i delikatnie podniosłem głowę przez co musnąłem jej wargi..przerodziło się to w czuły pocałunek który oboje przedłużaliśmy..cudowne uczucie..cudowny pocałunek z cudowną dziewczyną..czego chcieć więcej?
 Odsunąłem się od niej po kilku minutach.
-Również przepraszam..i też nie mogłem się powstrzymać.-zaśmiałem się.
Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Ułożyłem głowę z powrotem na jej kolanach i zamknąłem oczy..znów miziała mnie po włosach i ja oczywiście mruczałem sobie słodko..
Po chwili przysunąłem się do niej jeszcze bardziej i wtuliłem twarz w jej brzuch..
(? Też nie mogłem xD)

Od Michała - Jestem mężczyzną, nie poddam się bez walki. (C.D)

Lubię udawać bohatera, wtedy czuję się bardziej męski. Zresztą i tak nie zostawiłbym Kasandry samej. Wiedziałem, że będzie uparta i będzie się starała postawić na swoim, ale ja nie mam zamiaru ustąpić.
- Znasz mnie, nie zostawię cię.
- Proszę, idź. - powiedziała cicho.
- Pomogę ci uciec. - oznajmiłem uparcie i stanowczo.
- Nie. - zapierała się.
Ja już jej nie słuchałem, tylko przegryzłem sznur, którym miała związane ręce i pomogłem jej wstać.
- Uciekamy. - szepnąłem jej do ucha.
W tym momencie drzwi się otworzyły i weszli dwaj postawni mężczyźni, z miną pełną zadowolenia i dumy.  Ale, gdy ujrzeli nas od razu wybuchli wściekłością. Powtórzyłem do ucha Kasandry słowo ,,Uciekaj." Ona była przerażona, więc posłusznie wykonała me zadanie. Natomiast ja zacząłem zmierzać w kierunku drzwi wyjściowych. Jeden z nich uniemożliwił mi wyjście z budynku. Drugi podszedł z głupawym uśmieszkiem.
- I, co ty teraz zrobisz?  - uśmiechnął się złośliwie i dodał. - Szczeniaku...
- Masz zamiar się bić? - powiedziałem nie zniżając się do jego kultury.
- A jak, tak ci dowalę ty...
- Ale dwóch, na jednego?
- A, co boisz się?
- Nie, sądzę, tylko że, jeśli przegracie będzie większe upokorzenie.
- Chyba ty.. - rzucił się na mnie z pięściami.
Zaczęliśmy się bić. Walka była zacięta, ostra i dość poważna, mogła skończyć się tragicznie.

(Kasandra?)

Od Victorii - Meow kotku (C.D)

Zaśmiałam się.
-To było przyjemne -powiedziałam dalej głaszcząc jego włosy.
Loki wskoczył zirytowany, że nikt nie zwraca na niego uwagi, na brzuch Erica. Chłopak znów zamruczał, a po chwili Loki się przyłączył i mruczeli w duecie.
-Jesteście słodcy - powiedziałam.
Loki wyciągnął się na jego brzuchu i miauknął ospale, ale jego znużenie trwało krótko, do kolejnego grzmotu. Kociak podskoczył i wylądował na ziemi. Potem znów wskoczył na Erica, ale położył się pod jego brodą, na szyi i opatulił łapkami jego twarz. Takie słodkie, że zaraz zacznę rzygać tęczą.
-Ekhem... Loki - zaczął Erick. Kot spojrzał na niego żółtymi ślepkami i polizał go po policzku.
Ten kot zawsze mnie rozczula... po kolejnym, ale cichszym grzmocie kot wrócił do swojego legowiska.
Nadal było ciemno, padał deszcz i błyskało. Wyciągnęłam z kieszeni telefon. Na ekranie wyświetliła się godzina.
-Dwudziesta - powiedziałam.
-Czas leci za szybko - mruknął chłopak.
-Tak - przytaknęłam.
Jego włosy są takie mięciutkie... nachyliłam się i delikatnie musnęłam swoimi ustami jego wargi.
-Przepraszam... nie mogłam się powstrzymać -szepnęłam nadal trzymając głowę blisko jego twarzy.

Eric? Pseplasam, nie mogłam już dłużej wytrzymać

środa, 25 czerwca 2014

Od Violetty - A to jest Karmelek.. (C.D)

Bardzo mnie to zdziwiło, że Kaj tylko raz warknął. Najwidoczniej wyczuł że to dobry chłopak. Eric wydawał się być miły i nawet sympatyczny, choć nie wiem widzę go pierwszy raz w swoim życiu i pierwszy raz z nim rozmawiam. Moja była przyjaciółka też na początku wydawała się miła, a potem co się okazało? Zwykła jędza. Dobra ale lepiej nie myśleć o przeszłości.
- Masz ochotę na spacer? - spytał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Jasne, ale muszę dać mu jeść. - pogłaskałam psa - Może pójdziesz ze mną, a później gdzieś się przejdziemy? - zaproponowałam z uśmiechem.
- Jasne.
Szliśmy raczej w ciszy, nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z chłopakiem, on zapewne miał to samo.
- Jak się nazywa? - spytał biorąc ode mnie smycz.
- Kaj. - powiedziałam oddając smyczkę.
Po pięciu minutach doszliśmy do domu, Kaj od razu pobiegł do miski nawet nie zaczekał łaskawie, żebym go spuściła ze smyczy. Eric się zaśmiał, w sumie to się nie dziwię śmiesznie to musiało wyglądać jak pies ciągnie mnie po mieszkaniu. Nasypałam mu do miski jedzenie, i zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu, nie było Karelka gdzie on się podziewa ...
- Coś się stało? - spytał widząc moją minę.
- Brakuje mi jednego pupila. - westchnęłam - Karmelek chodź! - krzyknęłam.
Po chwili ze schodów zaczął zbiegać mój piesik, zawsze cieszył się kiedy wracałam do domu jak pies. Podbiegł do mnie i wskoczył mi na ręce po czym zaczął mruczeć.
- A to jest Karmelek. - uśmiechnęłam się do niego.
Eric?

Od Erica - Fajny psiak (C.D)

-Coś ty.-zaśmiałem się.-Nic mi nie jest.
 -To dobrze.
Otrzepałem się z drobinek kurzu gdy się podniosłem,zilustrowałem dziewczynę od góry do dołu..po chwili skupiłem się na psiaku który siedział przy jej nodze.
-O psiak.-zaśmiałem się.
-Tylko uważaj..nie jest zbytnio dobrze nastawiony do nieznajomych.-powiedziała.
-Spokojnie..-zapewniłem.
Przykucnąłem przy psie a ten zawarczał,nie zważając na ta przysunąłem do niego dłoń i zatrzymałem kawałek przed nim. Powąchał ją i polizał,wtedy byłem już pewien że mogę go dotknąć. Podrapałem go za uchem a ten zaszczekał radośnie.
-Nie wieżę..nie ugryzł cię.-zdziwiła się dziewczyna.
-Mam podejście do zwierząt.-uśmiechnąłem się.
(Violetta?)

Od Erica - Mrr.. (C.D)

Mi to pasuje..-zamruczałem ze śmiechem.
Leżałem tak trzymając głowę na jej kolanach..miło było gdy miziała mnie po włosach. Chyba nigdy w życiu nie było mi tak dobrze..
Zaśmiałem się cicho.
-Co?-spytała.
-No nic..-powiedziałem.- Po prostu mi wygodnie.
- Yhmm..
-A ty? Nie przeszkadza ci moje łepetyna?
-Nie,nie..-uśmiechnęła się,przynajmniej tak myślę..w tym świetle nic nie widziałem.
-Znów zaczęła miziać mnie po włosach..po chwli jej ręka znalazła się bliżej mojej twarzy,nie wiem czemu ale..pocałowałem jej dłoń od wewnętrznej strony.
-P-przepraszam..nie wiem co mnie napadło.-powiedziałem..jej..pierwszy raz od długiego czasu speszyłem się..i..zarumieniłem?
(? Wiem..jestem taki słodki xD)

Od Victorii - Chyba ci za wygodnie (C.D)

Spojrzałam na niego w tym nikłym świetle. On się położył na moje kolana? Doznałam lekkiego szoku.
-Nic nie szkodzi - powiedziałam bez namysłu.
Nie jestem tego pewna, ale się chyba w nim zauroczyłam. Był słodki i pewny siebie. Za oknem wciąż padało, błyskało i grzmiało.
-To miłe - jego głos wyrwał mnie z chwilowego zamyślenia.
Między palcami czułam jego włosy, które najwyraźniej pomyliłam z futerkiem kota... albo zrobiłam to specjalnie... Jedno jest pewne - głaskałam jego włosy tak jakbym głaskała Loki'ego. Zdjęłam rękę z jego głowy.
-Zamyśliłam się, wybacz - powiedziałam.
-Jak chcesz możesz dalej to robić - powiedział z uśmieszkiem łobuziaka.
Nie wiem jaka magiczna siła to sprawiła, ale znów miziałam jego czuprynę. Wydał z siebie dźwięk jakby mruczał, tak jak kot.
-Od dziś jesteś moim kotełkiem - powiedziałam.

Eric? Adoptuję cię!

Od Violetty - Nic ci nie jest?

To był mój pierwszy dzień w miasteczku, jestem ciekawa czy znajdę tu nowych przyjaciół. Wprowadziłam się wczoraj wieczorem, i od razu poszłam spać bo byłam wyczerpana. Dziś z samego rana, zaczęłam się rozpakowywać. Gdy skończyłam zjadłam śniadanie i wyczesałam moje pupile. Później wzięłam Kaja i wyszłam z nim na spacer, jest to duży pies więc muszę wziąć smycz. Wyszłam z mieszkania, i przechadzałam się po okolicy, było tu naprawdę ładnie. Po piętnastu minutach spaceru postanowiłam wracać, w drodze powrotnej, Kaj zobaczył jakiegoś kota, niespodziewanie szarpnął smyczą i ruszył do przodu. Ja zupełnie na to nie przygotowana, upadłam i starłam sobie kolano, to nic. Pomimo okropnego bólu ruszyłam w pogoń za psem, nie wiem co w niego wstąpiło, nigdy tak się nie zachowywał, a w domu przecież mam kota i się z nim bardzo dobrze dogaduje. Kaj przewrócił jakiegoś chłopaka, dzięki temu udało mi się go złapać. Podeszłam do poszkodowanego, który powoli się podnosił, uklęknęłam obok niego.
- Przepraszam za mojego psa, nie udało mi się go utrzymać. - powiedziałam.
- Dobrze, nic się nie stało. - uśmiechnął się. - Jestem Eric. - dodał po chwili.
- Violetta - odwzajemniłam uśmiech. - Nic ci nie jest? - spytałam z troską w głosie, i pomogłam mu wstać.
Eric?

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Erica - Nawet romantycznie (C.D)

Uśmiechnąłem się lekko.
-No co?-spytała siadając obok.
-Nic..ale wiesz co?
-Hmm?
-Zrobiło się nawet romantycznie.-zachichotałem głupkowato.
Dziewczyna zamilkła.
-Spokojnie,ja tylko żartuję.-powiedziałem.
-Mam nadzieję..
-Nie miej nadziei tylko bądź pewna.
-Dobrze,dobrze..
Zaśmiałem się cicho i położyłem głowę na jej ramieniu.
-E-ee..co ty robisz?-jąkała się.
-Przeprasza..przez tą ciemność momentalnie chce mi się spać..-ziewnąłem.
-Nie jestem poduszką.
-Ale jesteś taka cieplutka i mięciutka..-zaśmiałem się.
-Eee..-speszyła się trochę.
-No przepraszam,przepraszam..-mruknąłem.
Odsunąłem się i położyłem głowę na jej kolanach.
-Wygodniej..i przepraszam.

(? Ja nic nie planuję..nic a nic..)

Od Kasandry - Proszę..nie.. (C.D)

Przytargali mnie do jakiegoś ciemnego pomieszczenia..związali mi ręce i nogi sznurem,po prostu rzucili mnie na podłogę i zamknęli drzwi..w pokoju obok słyszałam jakieś donośne rechoty.
Po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.
-Proszę..nie..-wyszeptałam.
Zamknęłam oczy i zaczęłam cicho łkać bojąc się że jeśli będę głośniej przyjdą i mnie za to poharatają..
Usłyszałam jakieś kroki. Skuliłam się i zamilkłam.
-Kasandra..-to..to..to był Michał.
-Michał?-spytałam cicho.
-Tak,to ja.-odpowiedział.-Wydostanę cię stąd.
-Nie..lepiej uciekaj,lepiej żeby zrobili coś mi niż tobie.
-Zwariowałaś? Nie zostawię cię na ich pastwę.
-Proszę..nie chcę by coś ci się stało. Uciekaj.-powiedziałam cicho i stanowczo.

(?)

Od Julii - Dług cenniejszy od życia.. (C.D.)

Trzymałam kciuki za niego i byłam przekonana, że wygra. Przed najtrudniejszą i ostatnią przeszkodą, murem Federico spadł konia. Matrix, zdenerwowany i przelękniony przeskoczył ogrodzenie i uciekł do lasu. Przypomniałam sobie, że wiszę coś Federicowi. Był on już w karetce mimo zakazu podeszłam do niego.
- Wszystko okey? - powiedziałam z ironiczną troską.
- Tak. - zaciskał zęby z bólu.
- Twój koń Matrix uciekł do lasu. nie?
- Martwię się o niego podobno w lasach pojawiły się wygłodniałe wilki. - westchnął.
- Wiszę ci dług, za znalezienie mojej suczki.
- Mogłabyś go poszukać? - spytał z nadzieją pozytywnej odpowiedzi.
- No, ba! - uśmiechnęłam się. - Coś za coś. - karetka odjechała.
Ja weszłam do lasu, nie myśląc o wilkach i jakie czyha na mnie tam niebezpieczeństwo. Zaczęłam poszukiwania, nawołując imię ogiera ,,Matrix". Las był opustoszały i było, w nim cicho. Usłyszałam szelest w krzakach, zbliżyłam się delikatnie z nadzieją, że zastanę tam konia. Z krzaków wyskoczył wilk, rzucając się na mnie. Swoje kły wbił w mój brzuch, rozszarpując przy tym moje ciało. Z pomocą przybiegł mi rumak, poznałam, w nim Matrixa. Kopnął od wilka, lecz w jego pysku pozostało moje ciało. Czułam okropny ból, myślałam, że zaraz umrę. Wskoczyłam na konia i zaczęliśmy uciekać. Lecz wilk zdołał jeszcze ugryźć mnie w udo, odgryzł kawał mięsa. Udało nam się uciec przed tą bestią. Gdy wybiegliśmy z lasu, znaleźliśmy się na ulicy miasta. Wiedziałam, że niedaleko mieszka Federico. Pobiegłam tam razem z rumakiem. Resztkami sił weszłam do jego mieszkania, zostawiając po sobie ślady krwi. Zadzwonił mój telefon. Na ekranie ukazał się numer Federica.
- Słucham. - ,ledwo wypowiedziałam.
- ...
- Tak, znalazłam Matrixa jest on cały i zdrowy.
- ...
- Już tam jadę.
Wsiadłam na konia, gdyż nie miałam innego środka transportu. Pogalopowaliśmy do szpitala, w którym znajduje się Federico. Lecz już nie wytrzymałam i spadłam z konia, omdlewając. Nastała ciemność...

(Federico?)

Od Michała - Obronię Cię. (C.D)

Kasandra ciągle się czegoś bała albo miała lęki, ale nie dziwię się jej. Nikt, by nie chciał przejść tego co ona. Było ciemno... niczego nie słyszałem.
- Nie bój się, nikogo tu nie ma prócz nas. - uspokajałem ją.
- E-ehe. - powiedziała jąkając się.
Nagle zza krzaku wyskoczył mężczyzna i rzucił się na Kasandrę. Zakrył jej usta rękoma. Ci dwaj, z którymi wcześniej rozmawiałem rzucili się na mnie. Jeden z nich wyciągnął sznur i związał mi, nim ręce.
- Michał! - udało się jej wykrzyknąć. - Pomocy!
- Obronię cię. - powiedziałem wyrywając się z niewoli, bezskutecznie. Zobaczyłem jak Kasandra upada na ziemię, lecz nie wiedziałem dlaczego. Nagle mężczyzna, który trzymał mą przyjaciółkę wyciągnął strzykawkę i wstrzyknął mi jakiś płyn. Po chwili zasnąłem. Obudziłem się w starym garażu, rozejrzałem się dookoła. Byłem przykuty do słupa, kajdanami, garaż był opustoszały. Zacząłem martwić się, gdzie jest Kasandra. Kiedyś pracowałem jako Detektyw, znałem się na tych sprawach. Bez problemu uwolniłem się. Zobaczyłem, że w pomieszczeniu, znajdują się małe drzwiczki. Pomyślałem, że tam może być Kasandra.

(Kasandra?)

Od Victorii - I nastała ciemność (C.D.)

Loki nie spał długo. Wybudził go nagły, głośny grzmot, a po nim błysk. Kot wbił mi pazury w uda, jak zawsze, kiedy się bał. Po kolejnym grzmocie uciekł do swojego legowiska zagrzebując się w kocyku. Ja lubiłam burze... Deszcz dudnił o szyby, a ciemne niebo co jakiś czas przeszywał błysk pioruna. Następny donośny grzmot... światło zgasło. Wydawało mi się, że od tego Erick podskoczył na kanapie.
-Przyniosę świece - powiedziałam i po ciemku poszłam do kuchni.
Wróciłam z trzema zapalonymi, zielonymi świecami. Postawiłam je na podstawkach na stoliku. Usiadłam obok niego.

Eric? Światła brak XD

Od Erica (C.D)

Podniosłem wzrok i spojrzałem na nią.
-Dziękuję.-uśmiechnąłem się.
-Nie ma za co..i..-zaczęła.
-I?-spytałem.
-Jest burza.-mruknęła.
-Oj..-westchnąłem.-Chyba..nie obrazisz się jeśli zostanę..?
-Nie.-machnęła ręką.-Puki nie minie to zostaniesz.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.-uśmiechnęła się do mnie.
Kociak po chwili wskoczył na moje kolana i rozłożył się na nich. Zacząłem drapać go za uszkiem tak samo jak Victoria. Loki mruczał głośno..po chwili zasnął. Zdjąłem go ze swoich kolan i położyłem obok siebie.

(? Wiem mam piękne oczka a burza jest taka że chyba aż na noc zostanę.. buahaha.)

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Od Federico - Konkurs C.D

Niestety musiała iść... w sumie to się nie dziwię, było już bardzo późno.
- No niestety. - westchnąłem.
- Zobaczymy się jutro? - uśmiechnęła się.
- Jasne. - przytaknęłam - Wiesz jutro mam konkurs skoków, może przyjadę po ciebie i pojedziesz ze mną?
- Jasne, czemu nie.
Pożegnałem się z Julią, ona poszła do siebie, a ja powędrowałem się umyć. Później posprzątałem trochę w mieszkaniu i poszedłem spać. Wstałem bardzo szybko, wziąłem prysznic, ubrałem się, poszedłem na śniadanie i później umyłem zęby. Później pożegnałem się z moimi towarzyszami i wyszedłem z domu. Wziąłem z garażu motor, i pojechałem po Julię. Była już gotowa, czekała na mnie. Pojechaliśmy prosto do stadniny.
- No to pomożesz mi go czyścić? - spytałem z uśmiechem.
- No pewnie.
Weszliśmy do boksu Matrixa i zaczęliśmy go czyścić świetnie się przy tym bawiąc. Później osiodłałem go i ruszyłem na trening. Po piętnastu minutach zaczęli wołać zawodników. Zarówno ja, jak i Mat strasznie się denerwowaliśmy.
- Nie przejmuj się, będzie dobrze. - złapała mnie za rękę, i uśmiechnęła się.
- Dzięki, mam nadzieję.
Pojechałem na parkur i ustawiłem się w szeregu, tak jak wszyscy. Organizator konkursu zaczął wszystkich przedstawiać i mówić kolejność jazdy. Na szczęście byłem bardziej na końcu niż na początku. Ustawiliśmy się w kolejności przejazdu, i zaczęły się zawody. Pierwszy zawodnik miał nie najgorszy czas, ale punkty karne. Po piętnastu minutach przyszła kolej na mnie. Ruszyłem na tor, Matrix strasznie rzucał głową na prawo i lewo, ale po pierwszej przeszkodzie się uspokoił. Gdy nakierowałem konia na ostatnią przeszkodę przyspieszyłem, wiem że to było ryzyko ale musiałem zyskać dobry czas. Nagle coś wybuchło, Matrix bardzo się przestraszył, zaczął wariować a ja spadłem i z wielkim hukiem upadłem na ziemię, całe życie przewinęło mi się przed oczami, było zupełnie tak jak wtedy... gdy moja mama zginęła. Tylko że tym razem nie było żadnej bomby. Otworzyłem oczy, nade mną stali ci z pogotowia i pomogli mi wstać. Bardzo mi się kręciło w głowie i ręka mnie strasznie bolała.
Julia?

Od Victorii (C.D)

Chwilowo umilkłam zastanawiając się nad sensowną odpowiedzią. Co jak co, ale śmiech mój nie był zniewalający, tylko... normalny. Dzięki Bogom przyszedł Loki. Kot wskoczył mi na kolana, a potem przeszedł na kanapę między mną, a chłopakiem. Zauważyłam, że za oknem zaczął kropić deszcz, który pewnie przerodzi się w burzę - taka bardzo przydatna informacja akurat w tej chwili -,-. Spojrzałam na Erick'a, głaskał znów kociaka.
-Ty masz śliczne oczka - powiedziałam w końcu.

Eric? Takie ładne paczałki masz jak kotełek, wiesz? Zaraz będzie burza - zostaniesz na dłużej... błahahaha

Od Erica - Zwierzyniec (C.D)

-Jeju..taki fajny zwierzyniec to też chcę mieć..-zaśmiałem się.
-Naprawdę lubisz zwierzęta.
-I to jak..praktycznie całe dzieciństwo spędziłem na wsi z dziadkami..potem wiadomo przeprowadziłem się ale nadal ich odwiedzam..
-Jakie mieli tam zwierzęta?
-Typowo hodowlane,w tym też konie..i dużo psów..no i kilka kotów też. Mają tam nadal jeszcze papugę..kilka chomików.-uśmiechnąłem się.
-Wow..naprawdę dużo.-zaśmiała się.
-Oj wiem..-powiedziałem upijając łyczek herbatki.-No dobra..ja coś o sobie powiedziałem więc teraz twoja kolej.
-Ale..ja nie chcę.-mruknęła.
-Oj no weź! W końcu będę się zajmował twoim kotem..chcę coś wiedzieć o jego właścicielce.
-A po co ci ta wiedza?-spojrzała na mnie.
-Bo mam nadzieję że znajdziemy wspólny język i się zaprzyjaźnimy..
-Ciekawe dlaczego..może dlatego żeby stać się sławnym dlatego że znasz aktorkę co?-zdenerwowała się nieco.
-Za kogo ty mnie masz?-zdziwiłem się.-Chcę cię poznać bo wydajesz się być bardzo sympatyczna i miła..-uśmiechnąłem się.-Prawda koteczku?
Kot miauknął przeciągle i rozłożył się na moich kolanach.
-Masz jedzenie w miseczce.-powiedziała do niego.
Nadstawił uszka i już po chwili popędził do kuchni.
-Jaki żarłok..-zaśmiałem się.
-No może trochę..-również się roześmiała.
Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
-Wiesz co..słodko się śmiejesz..-powiedziałem pijąc herbatę.

(Victoria? I tak ukradnę ci kotełka..muahahaha. I ciebie też ukradnę..muahahaha.)

sobota, 21 czerwca 2014

Od Victorii - Nie lubię herbaty (C.D)

Poszłam do kuchni i zrobiłam mu herbaty, a sobie mrożoną kawę. Nie lubiłam herbat (przez dziadka). Czekając aż zagrzeje się herbata wyjęłam z szafki kocią karmę i wsypałam Loki'emu do miski. Chyba dobrze mu było na kolanach tego chłopaka, bo ten mały puchaty głodomór nie przychodził.
-Ale go rozpieszczasz - powiedziałam stawiając przed nim herbatę na stoliku.
Chłopak uśmiechnął się. Usiadłam obok niego i rozpuściłam włosy z koka, który od ucieczki był już zniszczony. Pogłaskałam Loki'ego, a ten wyciągnął się brzuszkiem do góry.
-Jaki słodziak - powiedział pieszczotliwym głosem.
-Tylko mi go nie ukradnij, kocham tego kociaka.
-To był mój szatański plan - wyznał.
-Ale ja tu jestem diabłem...
-Oj chyba nie tylko ty - zaśmiał się.
-Nie dam ci go, możesz przychodzić i go odwiedzać, albo karmić gdy będę w pracy cały dzień - powiedziałam, a oczy chłopaka błysnęły. - Ale nie ufam ci, by dawać ci klucze - dodałam.
-Ale kotełka odwiedzać będę!
-Jak chcesz. Ciekawe czy byś się tak przywiązał do mojego konia - wzięłam łyk kawy.
-Masz tu konia i nic mi nie mówisz?
-Na przedmieściach... klacz, Lirael.

Eric? Nie zabierzesz mi kotełka i nawet nie myśl o wprowadzeniu się do niego... i mnie!

Od Julii - Jest mi naprawdę przykro... (C.D.)

- Przepraszam. - powiedziałam zalęknionym głosem. - Jest mi naprawdę przykro...
- Nie martw się to nie twoja wina. - uśmiechnął się kłamliwie.
- Ehe. - przytaknęłam smutno, wiedząc jaka jest prawda.
- Pewnie jesteś głodna, chcesz coś zjeść? - spytał nadal ochrypłym głosem.
- Faktycznie, nic nie miałam w ustach od rana.
- A, co byś chciała? - spytał zerkając na lodówkę.
- Jeśli masz i mógłbyś odmrozić nuggetsy... - spojrzałam na niego błagalnie.
- Mam, zaraz będą gotowe. - uśmiechnął się.
Federico przygotował pyszną kolację i podał mi ją.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się wdzięcznie.
- Nie ma za co.
 Byłam naprawdę głodna i szybko zjadłam poczęstunek. Spojrzałam na zegar, była równa 23.
- Jest już późno, muszę iść. - spojrzałam na Federico i na drzwi.

(Federico?)

Od Erica - Diablica i kotełek (C.D)

-Kawka z Kotełkiem i Diablicą..-zaśmiałem się.-Czemu nie.
-To świetnie. Chodźmy..a powiedz mi..
-Tak?-spojrzałem na nią z uśmiechem.
-Jest tu jakieś tylne wyjście?
-No mowa,oczywiście że jest.-zaśmiałem się.
Wraz z dziewczyną i kotełkiem na rękach (nie oddam go) wyszliśmy tylnym wyjściem,zamknąłem drzwi od klubu.
Poszliśmy do jej mieszkania,będąc już w środku uśmiechnąłem się.
-Ładnie..
-Dziękuję.-uśmiechnęła się.-Więc? Kawy czy herbaty?
-Herbatki.-uśmiechnąłem się.
-A teraz..rozgość się.
-Dziękuję.
Poszedłem do salonu i usiadłem na kanapie z kotem na kolanach,zacząłem go głaskać a ten mruczał..

(?)



Od Victorii - Może kawa? (C.D)

- Moja menadżerka uznała, że powinnam dołączyć do pewnego serialu który jest nagrywany na przedmieściach tego miasta - uśmiechnęłam się słabo. - I miałam już dosyć Paryża.
-Paryża? - zdziwił się.
-Moi dziadkowie tam mieszkają... babcia wciąż wciskała mi jedzenia narzekając, ze wyglądam jak patyk... - przerwałam i po krótkiej chwili - Też dużo gadam.
Chłopak się zaśmiał, chyba polubili się z Loki'm. Podniósł na chwilę wzrok patrząc na mnie badawczo.
-Nie wyglądasz jak patyk - powiedział. - Bardziej ,,Masz kuszące kształty''.
-Zacytowałeś to z Łowcy.
-Pamiętasz wszystkie cytaty z filmów w których grałaś?
-Głownie pamiętam te, które były skierowane do mnie, tak samo jak ten, który zacytowałeś.
-Byłaś diablicą.
-,,Nadal nią nią jestem'' - zaśmiałam się.
- Mam się bać?
-Nie, raczej nie - uśmiechnęłam się. - Chciabyć iść na kawę?
-Z Kłotełkiem? - zapytał.
-Wszędzie go zabieram - powiedziałam.

Eric?

Od Kasandry - Ciemność.. (C.D)


Gdy Michał zaczął rozmowę ze swoim kumplem rozejrzałam się..wszystko było skąpane w przerażającym (jak dla mnie) mroku..powróciły do mnie wspomnienia z tamtego wydarzenia. Czułam się jakby ten mężczyzna miał wyskoczyć zza rogu i znów to zrobić..mimo że obok mnie był mój przyjaciel nadal się bałam.
Usłyszałam cichy szelest..chłopcy nie zwrócili na to uwagi jednak ja..(no ba wielkie strachajło) przylgnęłam do ramienia Michała zmykając oczy.
-Ej..Kasandra..-powiedział kojąco.-Co jest..?
-N-nic..-mruknęłam mocniej przytulając się do jego ramienia. Objął mnie delikatnie i przyciągnął do siebie.
-Nie bój się..przecież nic ci nie grozi..ja tu jestem..
Kiwnęłam delikatnie głową i ukryłam swoją twarz w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem..tak wiem..zachowuję się jak dziecko..ale to co się wtedy wydarzyło..to trauma która zostanie ze mną do końca życia.

(?)

czwartek, 19 czerwca 2014

Od Michała - Nowi kumple. (C.D.)

Widać, że moje pytanie speszyło nieco Kasandrę, więc może na odstresowanie przejdziemy się po mieście, w świetle księżyca.
- Hey, może przejdziemy się po mieście, co? - zaproponowałem.
- Czemu nie. - uśmiechnęła się.
Wyszliśmy przed blok, ulicę rozjaśniały lamy i blask od księżyca. Prowadząc dialog ruszyliśmy dzielnicami miasta. Było nawet tłocznie, jak to mówią "Moje miasto nigdy nie śpi".  Chodząc tak natknęliśmy się na dwóch umięśnionych mężczyzn. Jeden z nich zagadnął do nas...

(Kasandra?)

Od Erica - Pamięć mam słabą (C.D)

Zaśmiałem się lekko.
-Nie ma za co..
-Chyba..nie ma tu nikogo oprócz nas co?-rozejrzała się.
-Nie ma nikogo..
-W ogóle gdzie my jesteśmy?
-W klubie. Jest mojego kumpla..miał dzisiaj urodziny a mnie zostawili i musiałem sprzątać. Potem pomogłem tobie..upss..za bardzo się rozgadałem.
-Nie,nie..nic się nie stało.
-Ty jesteś tą aktorką prawda?-uśmiechnąłem się.
-Ta..-gdy zobaczyłem kociaka cóż..roześmiałem się radośnie niegrzecznie jej przerywając.
-Koociak.-uśmiechnąłem się i pogłaskałem go delikatnie,zamruczał. Spojrzałem na dziewczynę..patrzyła na mnie rozbawiona.-Przepraszam że ci przerwałem..ale kocham zwierzęta i nie mogłem się powstrzymać.
-Nic się nie stało.-zaśmiała się.
-Jak się nazywa?
-Loki..
-Jak ładnie. A ty? Zdradzisz swoje imię? Wiem że jesteś znaną aktorką i w ogóle..ale nie mam pamięci do imion.-zaśmiałem się.
-Victoria..a ty?
-Eric.-wyszczerzyłem się.-Więc..co sprowadza cię do naszego miasta? Hmm?-wziąłem jej kociaka na ręce..o dziwo nie stawiał oporów,wręcz przeciwnie..gdy go podniosłem zaczął mruczeć.

(?)

Od Michała - Słowa. (C.D.)

- Masz jeszcze mnie. - spojrzałem jej w oczy.
Alison zarumieniła się tylko, ale nic nie odpowiedziała.
- Nigdy cię nie opuszczę...
Sądzę, że te słowa, które wypowiedziałem nadal o niczym szczególnym nie dowodziły. Słowa, a czyny. Może zaproszę ją gdzieś, niech odetnie się od tych złych wspomnień i żyje pełnią życia.
- Alison, może chciałabyś ze mną gdzieś pójść. - uśmiechnąłem się. - Zapraszam cię do klubu. Mam nadzieję, że mi nie odmówisz.

(Alison?)

Od Victoria - Nowe miejsce...

Niedawno się wprowadziłam do miasta... zdążyłam się rozpakować i odpocząć po podróży, która była nużąca. Loki zwinął się w kłębek i zasnął obok mnie. Zaczął mruczeć, gdy przejechałam dłonią po jego miękkiej sierści. Przekręcił się brzuszkiem do góry, a jego mruczenie stało się głośniejsze. Rozciągnął się na kanapie prawie z niej spadając. Ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu. Sięgnęłam po niego, na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie rodziców. Westchnęłam i przesunęłam palcem po zielonej słuchawce na ekranie, po czum przyłożyłam telefon do ucha i wróciłam do głaskania Loki'ego.
- Hal? Skarbie? Jesteś tam? - w telefonie zabrzmiał delikatny głos mamy.
-Tak mamo, jestem - odpowiedziałam. - Własnie się rozpakowałam.
-A podróż? Jak ci minęła - ta nadopiekuńczość mojej mamy -,-.
-Szybko... spałam prawie cały lot, gorzej zniósł to Loki.
-Biedny kociak.
-Już z nim lepiej - zapewniłam mamę.
-To dobrze... jak ci się podoba mieszkanie?
-Jest całkiem ładne - odpowiedziałam i usłyszałam jakiś trzask po drugiej stronie. - Mamo?
- Demon zwalił ogonem szklankę, muszę to posprzątać, pa Viv.
-Pa mamo - rozłączyłam się
Odłożyłam komórkę na stolik, a Loki spojrzał na mnie swoimi żółtymi oczkami i miauknął.
Uśmiechnęłam się lekko do kota i wzięłam go na ręce po czym wyszłam z mieszkania zamykając je i chowając klucz do kieszeni czarnych jeansów wyszłam z nim na dwór. Lekki wiatr poruszył moimi włosami. Przypięłam smycz do jego obróżki. Szedł przede mną ulicami miasta. Niektórzy ludzie się za mną obracali jakby mnie rozpoznawali. No cóż... przywykłam. Skręcając w następny zakręt mój kot się zatrzymał i wskoczył mi w ramiona, chwilę potem usłyszałam jak ktoś biegnie, a raczej kilka ktosiów. Odwróciłam z wielkimi oczami głowę, a Loki prychnął na widok fotoreporterów. Puściłam się biegiem trzymając kota, wpadłam oczywiście na kogoś gdy odwróciłam głowę, by spojrzeć jaka dzieli mnie odległość od nich, dość spora.
Spojrzałam na chłopaka, a on ponad moją głowę i wciągnął mnie do jakiegoś zaułka, a potem przez jakieś drzwi.
Znalazłam się w jakimś pustym klubie, który zapewne jest otwierany nocą. Odwróciłam się do mojego ,,wybawiciela''.
-Dzięki - powiedziałam i postawiłam kota na ziemi.

Eric?

niedziela, 15 czerwca 2014

Od Federico - Zguba. (C.D)


Wyszedłem z domu, i wsiadłem na Matrixa. Pogalopowałem do lasu, tam cały czas nawoływałem Stoned. Nigdzie jej nie było. Krzyczałem tak głośno, że dostałem chrypy, jak ja teraz będę śpiewał... eh, no nie ważne. Jeździłem w koło lasu, Matrix rżał zupełnie tak jakby chciał mi pomóc. Po piętnastu minutach usłyszałem jakieś szczekanie, była to prawdo podobnie Stoned, choć nie wiem nigdy jej nie widziałem. Podszedłem do suczki, i przeczytałem wisiorek na jej obroży "Stoned, tel: 789720463" wiedziałem że to ona. Wziąłem ją za ręce, i pojechałem do stajni odstawić Mtiego. Później razem z suczką poszedłem do domu. Już się domyślał jak Julia będzie się cieszyć.
- I jak? - spytała po chwili zobaczyła Stoned - Moja sunia! - krzyknęła uradowana a pies poleciał do niej.
- Cwaniara. - uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni, niech Julia nacieszy się swoją suczką.
Wpatrywałem się w samochody. Po chwili przyszła Julia i mocno mnie przytuliła.
- Dziękuję ci bardzo. - szepnęła i lekko odsunęła
- Nie ma za co. - powiedziałem ochrypniętym głosem.
- Czemu tak dziwnie mówisz? - zdziwiła się.
- To przez to krzyczenie, mam nadzieję że będę mógł śpiewać. - westchnąłem.
<Julia?>

Od Alison - Marzenie które nigdy się nie spełni... (C.D)

- Nie sądzę...
- Dlaczego aż tak wymagająca jesteś ? - zaśmiał się
- Nie po prostu nie zmienisz tego że całe życie muszę uciekać.
- Czemu co się takiego stało że musisz uciekać?
- Jak na razie nie chcę o ty rozmawiać to jest związane z moją rodziną . Złe wspomnienia - te wspomnienia na prawdę mnie raniły.Teraz moją jedyną rodziną jest Arysja.
( Michał ?)

Od Alison - Ach.. ten zając... (C.D)

- Sorki pobiegła mi za zającem i przez przypadek wpadła w twoją. - moja sunia teraz grzecznie siedziała koło mojej nogi.
- Lepiej jej pilnuj bo już by było po niej.
- Dobra spokojnie na szczęście jeszcze żadna z naszych suczek nie ucierpiała.
(Alex?)

Od Kasandry - Nie umiem odpowiedzieć (C.D)

Zastanowiłam sie chwilkę po czym westchnełam.
-Nie umiem odpowiedzieć.-powiedziałam.
-Jak to?-zdziwił się.
-Michał..jesteś dla mnie zarówno przyjacielem jak i..osobą bez której bym sobie nie poradziła oraz nie mogła żyć..naprawdę nie umiem określić kim dokładnie dla mnie jesteś..ale masz pewność że kimś bliskim.-mój kącik ust uniósł się delikatnie do góry.
-Czyli ma się rozumieć..że jestem kimś między przyjacielem a..osobą która znaczy dla ciebie coś więcej..?-powiedział niepewnie.
-D-dokładnie..-powiedziałam nieco speszona.

(?)



Od Julii - Boję się o nią.. (C.D.)

Federico, był dla mnie naprawdę miły i uczynny, ale ja wciąż martwiłam się o Stoned.
- Poproszę.
- A, co byś chciała? - spojrzał na mnie.
- Wodę. - powiedziałam ze smutkiem.
- Co cię trapi? - zmartwił się.
- Boję się o Stoned, ona nigdy nie była sama w tak dużym lesie. A, co, jeśli jej się coś stało?
- Zaraz pójdę jej poszukać. - uśmiechnął się pocieszająco. - Nie martw się. - dodał i zniknął w głębi mieszkania. Wrócił ze szklanką wody w ręku.
- Proszę. - położył wodę na stoliku przy kanapie. - Idę poszukać twojej suki.
- Dziękuję. - mimowolnie uśmiechnęłam się z ulgą.
- Nie ma, za co. - uśmiechnął się i podszedł do drzwi wyjściowych. - Cześć!
Federico wyszedł z mieszkania zostałam, w nim sama z dwoma psami.Widać było, że El soñador przejmuje się zaginięciem Stoned tak samo, jak ja, przecież to jego najlepsza przyjaciółka. Psiak chciał mnie pocieszyć, wskoczył na kanapę i liznął mnie po twarzy.

(Federico?)

Od Michała - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił.. (C.D)

Kasandra ciągle mi pomagała i wspierała, nie wiem, co bym bez niej zrobił. Ona jest dla mnie jak Anioł, który podnosi mnie, kiedy moje skrzydła zapomną jak latać. Mam nadzieję, że nigdy mnie nie opuści i zawsze będziemy utrzymywać kontakt i wspaniałe relacje. Nikt ani nic nie jest w stanie zniszczyć naszej przyjaźni.
- Kasandra... - zacząłem niepewnie.
- Słucham?. - powiedziała z uśmiechem.
- Bo ja nie jestem w stanie powiedzieć, co ty do mnie czujesz...  - westchnąłem. - Znaczy, bo ja naszą relację traktuje jak przyjaźń, a ty?

(Kasandra?)

Od Michała - Spełnię twoje marzenia. (C.D.)

Alison zaskoczyła mnie tym testem, ale pozytywnie. Tylko zastanawiało mnie to, co ona jeszcze zrobi, aby mnie sprawdzić...
- No widzisz jestem takim ideałem. - uśmiechnąłem się.
- Widzę i muszę przyznać, że miałam szczęście spotykając ciebie. - odwzajemniła uśmiech.
- Rzeczywiście jesteśmy zgrani. - podsumowałem.
- No, ba. - pocałowała mnie w policzek.
Takie szczęście w nieszczęściu. Ale, gdyby Alison nie skręciła nogi, nie spotkałaby mnie. Ona była dla mnie naprawdę ważna i nie chciałem jej stracić, jej uśmiech był dla mnie najlepszą nagrodą za mój wysiłek.
- Jesteś dla mnie naprawdę ważna. - złapałem ją za ręce. - Mogę spełnić każde twoje marzenie...

(Alison?)

Od Federico - Płacz. (C.D)

Jeździłem konno po lesie. Chookai też tropił zaginionej suczki. W pewnym momencie, usłyszałem czyjś płacz, domyślam się iż to Julia. Pogalopowałem w stronę nadchodzącego dźwięki, po dwóch minutach byłem koło dziewczyny. Zsiadłem z Matrixa i podszedłem do Julii.
- Co się stało? - spytałem
- Przewróciłam się o jakiś konar, teraz strasznie boli mnie noga. - wytłumaczyła się zapłakana.
Całe szczęście że trochę tam wiem o medycynie takie podstawowe rzeczy, zbadałem jej nogę nie wyglądała na zwichniętą czy złamaną, ale lud i bandaż nie zaszkodzą.
- Wiesz... - zastanowiłem się przez chwilę. - Daj mi rękę. - powiedziałem wyciągając do niej dłoń, po chwili ją złapała, podniosłem ją.
Julia opierając się na mnie, ruszyła w stronę konia. Pomogłem jej wsiąść na tył a ja wsiadłem do przodu.
- Tylko się trzymaj. - przypomniałem i ruszyłem w stronę domu, mój pies biegł za mną.
- A co z moją Stoned? - spytała drżącym głosem.
- Znajdę ją. - uspokoiłem ją. Po mich słowach położyła swoją głowę na moim ramieniu, resztę drogi spędziliśmy w ciszy.
Gdy byliśmy koło mojej dzielnicy, wprowadziłem Matrixa na małą polanę która była ogrodzona płotem. Później zsiadłem, a dziewczynę wziąłem na ręce. Gdyż nie dała by rady wejść po schodach. W domu położyłem ją na kanapie, opatrzyłem nogę, do środka bandaża włożyłem specjalne woreczki z lodem, powinny złagodzić ból.
- Chcesz coś do picia? - spytałem uśmiechając się.

Julia?

Od Kasandry - Widzisz? Jest dobrze. (C.D)


-Nie ma sprawy..-przesunęłam się lekko.-Wchodź..
Wszedł do środka nadal trzymając nerwowo kopertę. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie,usiadłam bliżej niego i delikatnie objęłam.
-Nie denerwuj się tak..-próbowałam go wcześniej uspokoić.
-A jeśli..to ja jestem ojcem?
-To się okaże..-westchnęłam.
Otworzył kopertę i wachając się zaczął czytać wyniki razem ze mną..trwała cisza.
-Ja..-zaciął się.
-Nie jesteś ojcem.-przytuliłam go mocno.
Westchnął z ulgą i również mnie przytulił.
-Mówiłam że będzie dobrze.-uśmiechnęłam się do niego.
-Całe szczęście.-powiedział.
Delikatnie pocałowałam go w policzek.

(?)

Od Alison - Zdałeś test.. (C.D)

Uśmiechnęłam się do niego. Zawsze sprawdzam faceta jaki jest, czy od razu wejdzie do łóżka, czy poczeka. Oczywiście ci, którzy wybierają pierwsze od razu wywalam z mieszkania. Jak ma mieszkać u mnie co najmniej tydzień musiałam sprawdzić jaki jest. Zdał test pozytywnie, a, że jestem nawet niezłą aktorką, to chyba dał się wrobić.
- Gratulacje, zdałeś test. - śmiałam się na głoś, a on zrobił pytającą minę.
- Co..., jaki test ??
- Musiałam cię sprawdzić jaki jesteś. Czy chodzi ci tylko o jedno czy naprawdę się o mnie troszczysz. No i wyszło, że się troszczysz. Jestem pełna szacunku.

( Sorki Michał za wrobienie, ale musiałam)

Od Alex


Podeszłam do misek z jedzeniem i wodą moich psów. Ucieszona Carrie podbiegła do mnie i trąciła nosem moją nogę. Pogłaskałam 2 letnią sukę po głowie. Asesina - 6 letnia suka, leżała na swoim posłaniu i warczała na śpiewającego za oknem ptaka. Dwie suki tej samej rasy, dwa całkowicie odmienne charaktery. Carrie - pogodna i energiczna dobermanka, Asesina - pies, który na wszystko warczy i nie lubi nikogo. Podobna jest do mnie, ale ja jestem człowiekiem, a ona psem. Postanowiłam wyjść z psami na spacer. Weszłam na ścieżkę prowadzącą po lesie i spuściłam suki z smyczy. Carrie od razu doskoczyła do jakiegoś kijka i zaczęła gryźć jego koniec. Asesina zaczęła gonić zająca, a po chwili trzymała go w zębach. Rzuciła mi go pod nogi i czekała na pochwałę. Poklepałam ją po głowie, a ona pobiegła za innymi zwierzętami w las. Obejrzałam się i zobaczyłam owczarka niemieckiego jeżącego się na Carrie. Dobermanka przybrała postawę bojową i odsłoniła zęby. Z krzaków wyskoczyła Asesina z zakrwawionym pyskiem, wydając z siebie warczenie. Stanęła przed Carrie, zasłaniając ją swoim ciałem. Zza drzew wybiegła jakaś dziewczyna, prawdopodobnie właścicielka psa. Podbiegłam do Carrie i Asesiny, łapiąc je za obroże.
-Lepiej pilnuj swojego psa, bo jeślibym nie powstrzymała swoich suk, nie byłoby dobrze-powiedziałam, zapinając Asesinę i Carrie na smycze.

Alison?

Od Ness cd. Electra

Siedziałam w domu razem z Kampim, oglądaliśmy jakiś durny serial w TV.
Było ciepło a ja o godzinie 13:00 siedziałam w piżamie.
- Co mój mały Meruchu - wzięłam psa na ręce
Kampi polizał mnie po policzku, po czym położył się obok mnie.
- Chodź młody idziemy na spacer - wstałam z łóżka
Poszłam do sypialni i ubrałam się, nałożyam czarną bluzę, czarne rurki.
Wiśka.♥
Kampi czekał gotowy do wyjścia. Od nas do parku było to jakieś 15 minut w obie strony.
~~W parku~~
Siadłam na ławkę a piesek pobiegł się bawić.
Na szczęście wzięłam książkę pt.''Zamknięta w Psychiatryku''.
Książka miała ok. 890 stron ale co mi tam, wzięłam się za czytanie.
Czytałam pół godziny i uznałam że pora wracać do domu, nie daleko drzewa ujrzałam Kampiego. Pod biegłam do niego i podniosłam go. Pies zaczą się wyrywać.
- Kampi ! Uspokój się !
Przez całą drogę do domu Meruch zachowywał się strasznie dziwnie.
~~ W domu ~~
Zdjęłam buty i nalałam psu pić, po chwili zczajłam się że Kampi to nie Kampi, Kampi to ona !
Nie wiedziałam co robić więc wróciłam do parku.

Electra (Kasandra)???

sobota, 14 czerwca 2014

Od Julii - Zaginiony pies. (C.D)

- Ehe. - powiedziałem niepewnie. - Tylko, muszę znaleźć psa...
- A, ten tutaj. - wskazał ręką czekoladowo-kolorowego psa.
- To jest El soñador. - odrzekłam miłym tonem. - Mam jeszcze jednego psa, suczkę Stoned.
- Aham - uśmiechnął się. - Mogę ci pomóc, jeśli chcesz.
- Było, by miło. - odwzajemniłam uśmiech.
Zaczęliśmy chodzić po lesie i nawoływać suczkę, krzycząc jej imię Stoned. Las był obszerny, długi, potężny. Przeszliśmy z kilka mil, na marne. Stoned przepadła, niczym kamień w wodę. Przeszukaliśmy wstępną część lasu. Teraz zaczął się środkowy gąszcz. Rozglądałam się, gdzie może być suka, nie patrząc, gdzie idę. Z ziemi wystawał konar, którego nie zauważyłam potknęłam się o niego. Upadłam nieszczęśliwie na ziemię. W tym upadku coś mi się stało z nogą, odczuwałam okropny ból, który przeszywał całe moje ciało. Mimowolnie rozpłakałam się z bólu.

(Federico?)

Federico - Dzień jak co dzień.


Dzisiejszy dzień był zwyczajny, różniło się tylko tym że miałem wolne. Wstałem dość wcześnie, umyłem się, zjadłem śniadanie i wszedłem na Facebooka. Po piętnastu minutach wziąłem Kaja i poszliśmy do stadniny do Matrixa. Jak zwykle w stadninie, było prawie pusto i cicho. Osiodłałem Matrixa, wyprowadziłem na zewnątrz i pojechałem w stronę lasu. Mój pies biegł za mną, jak zawsze. Byłem nowy w miecie i jeszcze nie bardzo się orientowałem, co gdzie jest. Ale z kolegami jakoś dam radę. Gdy byłem w lesie, Chookai zaczął gryźć się z jakimś psem, szybko zeskoczyłem z konia i próbowałem odciągnąć Kaja od tego drugiego psa, lecz bez skutku. Po chwili przybiegła jakaś dziewczyna, przypuszczam że właścicielka tego drugiego psa i jakoś daliśmy radę. Zapiąłem Kaja na smycz, i postanowiłem zagadać do ładnej dziewczyny.
- Przepraszam za niego. - powiedziałem.
- Nic się nie stało, to moja wina. - powiedziała głaszcząc psa.
- Jestem Federico. A ty? - uśmiechnąłem się
- Julia.
- Masz ochotę na spacer? - spytałem.

<Julia?>

Od Michała - Wyniki. (C.D.)

Tamtego dnia, gdy zobaczyłem się z ową tajemniczą kobietą, która sugerowała, że jestem ojcem jej dziecka, zrobiłem testy na ojcostwo. Od tamtego dnia minął 1 dzień, na wyniki trzeba było czekać jeszcze 6. Dni upłynęły szybko i spontanicznie. Siódmego dnia z kolei od spotkania, sięgnąłem do skrzynki pocztowej, z nadzieją, że dostałem list od Kasandry, ale niestety była tam koperta z wynikami testu. Zbladłem na twarzy i straciłem odwagę, aby go otworzyć. Postanowiłem, że pójdę do Kasandry, ona zawsze jest taka pomocna i wspierająca. Zapukałem do jej mieszkania, w drzwiach ukazała się, jak zwykle piękna dziewczyna z cudownym uśmiechem. Ale, jak spojrzała na mnie uśmiech jej zniknął.
- C-co się stało? - spytała z przejęciem.
- Przyszyły wyniki testu na ojcostwo.. - westchnąłem. - Pomożesz mi..
- Jasne, ale w czym?
- W otworzeniu tej koperty i spojrzeniu na wyniki.  - spojrzałem jej w oczy. - Proszę...

(Kasandra. Wyniki będą zależne od ciebie, okey?)

Od Kasandry - Pijaczek z ciebie Wilczku. (C.D)

Gdy wróciłam z łazienki do salonu już przebrana i umyta Michał leżał na kanapie i spał..pijaczek jedne.
Mimo to uśmiechnęłam się lekko i szturchnęłam go.
-Wilczek..-zaśmiałam się.
-Co?-mruknął.
-Wstawaj,nie będziesz spał na kanapie.-powiedziałam.
-Czemu?
-Bo już przyszykowałam ci pokój więc wstawaj.
-Nie..-powiedział i przewrócił się na drugi bok.
-No wstawaj no!
-Nie-e..
-Czemu?
-Tu jest mi wygodniej..
-Na kanapie?-zdziwiłam się i pociągnęłam go za ramię.-Wstawaj no!
-Dobrze,dobrze..-westchnął.
Poniósł się i oparł o mnie.
-Teraz mnie nieś.-uśmiechnął się wrednie.
-Mogę cię poprowadzić.-powiedziałam.
-No doobra..
Zaprowadziłam go do pokoju,gdy już się położył pociągnął mnie za rękę i przytulił.
-Co ci?-zdziwiłam się.
-Boisz się być sama co nie?
-N-no tak..
-Więc dodaję ci otuchy..a teraz dobranoc.-powiedział i wtulił twarz w moje włosy..zasnął. Obejmował mnie w pasie więc delikatnie chwyciłam jego jedną dłoń i z uśmiechem zamknęłam oczy zasypiając.

(?)

piątek, 13 czerwca 2014

Od Michała - Opicie (C.D.)

Kasandra wstała i gdzieś wyszła, zniknęła w innym pokoju. Ja sięgnąłem po butelkę i zacząłem pić dalej. Po chwili przed oczami miałem mroczki i kręciło mi się w głowie. Zasnąłem..

(Kasandra?, przepraszam, że takie krótkie, ale czasu nie mam.)

Od Michała - Ja chcę czegoś więcej... (C.D.)

Widać, było, że Alison się nakręciła, ale ja naprawdę nie chciałem przeżyć jednorazowej przygody, chyba jakąś godność mam.
- Dlaczego? - spojrzała na mnie kokieteryjnie.
- Alison, ja nie chce pakować się w to bagno..
- A, co nie podobam ci się? - pożerała mnie wzrokiem.
- Podobasz, jesteś piękna, ale...
- Ale, co?
- Wiesz, nie jestem za tym, aby przespać się z dziewczyną i już. Bo, wiesz ja chce czegoś więcej niż jednej nocy...

(Alison?)

Od Kasandry - Przeszłość (C.D)

Wysłuchiwałam wszystkiego z neotralnym wyrazem twarzy..gdy skończył przytuliłam go deikatnie.
-Pewnie teraz myślisz że jestem nie wiadomo kim co?-mruknął.
-Wcale tak nie myślę..nadal jesteś według mnie świetnym facetem..-zarumieniłam się lekko.
-No ale..
-Równie dobrze ta kobieta może kłamać.-powiedziałam.-A jesli nie..
-No właśnie..będę ojcem.
Westchnęłam cichutko,pocałowałam go w policzek i przyciągnęłam do siebie.
-Na razie to ty się musisz odstresować i nei martwić się tym..
-Łatwo mówić..
-A jeszcze łatwiej zrobić. Uwież.-uśmiechnęłam się.-Poczekaj chwilkę.
Podniosłam się z kanapy i podeszłam do barku,wyjęłam z niego butelkę czerwonego wina i dwa kieliszki.
Usiadłam z powrotem obok a resztę rozstawiłam na stole.
-Hmm?-podsunęłam mu kieliszek wypełniony winem.
-Czemu nie..-mimowolnie uśmiechnął się.
Wziął kieliszek w dłoń i napił się z resztą tak samo jak ja..
Po kilku kieliszka już leżeliśmy na kanapie..Michał leżał na mnie z uśmiechem.
-I jak?-zaśmiałam się.
-Od razu lepiej..
-Odprężony?
-Yhmm..-kiwnął głową.
-Brawo.
-Tylko..jak ja do domu wrócę?
-Możesz zostać,mam jeszcze jedną wolną sypialnię.
-Jak miło..-zaśmiał się.
Zachichotałam i pocałowałam go w czubek głowy.

(Michał? Jak się czujesz?)

Od Alison - Było miło..(C.D)

Pocałunek był namiętny, chyba aż za bardzo.Po chwili oderwał swoje usta od moich był chyba skrępowany.
- Przepraszam nie powinienem - powiedział zasmucony i już wstał i szykował się do wyjścia ale chwyciłam go za rękę i znów posadziłam na łóżku obok mnie. Chwyciłam jego twarz w swoje ręce zmuszając by spojrzał mi w oczy.
- Nic nie szkodzi, nie martw się tym - pocałowałam go na początku delikatnie ale próżnie przerodziło się to w coś namiętnego. Nawet bardzo. Leżałam a on mnie całował. Arysja warczała i po chwili obraziła się na mnie i wyszła z pokoju. Pocałunek powoli schodził w dół co mi się nie spodobało.
- Eee... jeszcze za krótko się znamy żeby od razu przejść do rzeczy. Nie jestem takim typem który puszcza się na prawo i lewo. Mam swoją godność. - oderwał usta i spojrzał mi w oczy

 ( Michał)

czwartek, 12 czerwca 2014

Od Michała - Pocałunek . (C.D.)

Zszokowało mnie to, co ona mi powiedziała, ale przyznać podobało mi się to.
- Wiesz opiekowanie się tobą to była czysta przyjemność. - powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję.
- Zapamiętaj, gdybyś mnie jeszcze kiedyś potrzebowała, dzwoń śmiało, nawet w nocy.
- Jesteś kochany, dziękuję. - pocałowała mnie w policzek.
- Nie ma za co. - uśmiechnąłem się. - Dla ciebie wszystko.
Po tych słowach wbiłem usta w jej usta, namiętnie pocałowałem ją.

(Alison? I co zaskoczona?) 

Od Alison - Słodki jesteś (C.D)

Byłam zaskoczona tym że zrobił dla mnie śniadanie. I w dodatku takie pyszne.Siedział na brzegu łóżka i patrzał na mnie.
- Wow, dziękuje nie musiałeś mi robić śniadania.
- Wiem ale chciałem. Spróbuj czy dobre.. - ugryzłam kęs, tosta był pyszny. Już dawno nie jadłam nic tak dobrego.
- Dziękuję. - odstawiłam tacę na bok i przysunęłam się do niego, pocałowałam go policzek i jeszcze raz szepnęłam- mu do ucha - Dziękuję
- Ale za co ...?
- Za wszystko, za to że się mną opiekujesz chociaż tego nie chcę,
- Ale to przez.....
- No i co ale nie zostawiłeś mnie chociaż się szarpałam i krzyczałam. Postawiłeś się mi i nawet zawiozłeś do lekarza. Ale tego ci nie wybaczę, na serio nienawidzę lekarzy ale jestem ci bardzo wdzięczna - siedział i nie wiedział co powiedzieć. Rozdzieliła nas Arysja warcząc na Michała. Pogłaskałam ją i pocałowałam w czubek głowy, trochę się uspokoiła.
( Michał co powiesz ?)




Od Michała - Zaufanie. (C.D.)

- Spoko. - westchnąłem ponuro.
- Michał, wiesz, że możesz mi zaufać. - spojrzała mi w oczy. - Opowiedz mi proszę co cię trapi.
 - Wolałabyś nie wiedzieć.
- Chcę ci pomóc. - lekko się uśmiechnęła.
Bałem się, że jak jej to opowiem, to się obrazi i nie będzie chciała ze mną rozmawiać..
- Ale obiecaj mi, że się na mnie nie obrazisz.. - spojrzałem jej w oczy.
- Nie obrażę. - spoważniała.
Opowiedziałem jej całą sytuację, która wydarzyła się tego samego dnia w kawiarence. Kasandra słuchała mnie w milczeniu. Dopiero, gdy skończyłem odezwała się...

(Kasandra?)

Od Kasandry - Co jest? (C.D)


Usłyszałam huk zamykanych drzwi. Poszłam na korytarz i zobaczyłam Michała,był strasznie zdenerowowany.
-Michał..?-spytałam cicho.
-Czego?-warknął.
Podeszłam bliżej niego.
-Co się dzieje? Co jest..?-zapytałam niepewnie.
-Wplątałem się w coś strasznego..
-Jeśli można wiedzieć..w co?
-Ehh..wolałbym nie mówić.-powiedział i westchnął zdjemując kurtkę.
Poszliśmy w ciszy do jadalni,przysiedliśmy przy stole który był już nakryty. Przyniosłam dwa talerze z kolacją. Jedliśmy w ciszy..
Po skończeniu zabrałam się za zmywanie,dość szybko poszło.
-Dzięki za kolację..-powiedział.
-Nie ma za co..
-Wiesz..-westchnął.-Będę się już chyba zbierał..
Nie!-zaprotestowałam i złapałam go za rękę.-Nie idź..proszę.
-Czemu?
-Bo..bo tak..boję się zostać sama..
-Och..no dobrze.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i pocałowałam w policzek,przytuliłam się do niego.
-Dziękuję..-powiedziałam cicho.
-N-nie ma za co..-powiedział nieco skołowany.
Po chwili otrząsnęłam się i odsunęłam od niego z wielkimi rumieńcami.
-P-przepraszam! N-nie powinnam..-powiedziałam szybko speszona.
-Nic się nie stało.
-A-ale i tak przepraszam..-mimowolnie uśmiechnęłam się lekko.

(?)



Od Michała - Co się ze mną dzieje?. (C.D.)

- Porozmawiamy w samochodzie. - powiedziałem stanowczo i wziąłem ją na ręce.
Zaniosłem ją do samochodu i zacząłem dyskusję.
- Zawiozę cię do domu, ale przez czas twojej choroby, będę z tobą mieszkał.
- Co?! - podniosła się z siedzenia.
- Siedź spokojnie, ze mną nic ci się nie stanie. - odwróciłem się w stronę dziewczyny i się uśmiechnąłem.
Dojechaliśmy do mieszkania Alison, wniosłem ją po schodach i do mieszkania, następnie położyłem w sypialni na łóżku. Arysja, jej suczka wariowała ze szczęścia na widok swojej pani i ze złości na mój. Suka wskoczyła na łóżko i oparła łeb na kolanach swojej pani. Ja wyszedłem z pokoju i poszedłem do salonu, aby przespać się na kanapie. Wstałem, gdy świt i zawędrowałem do kuchni. Usmażyłem dla niej dwa tosty, posmarowałem masełkiem, do tego do szklanki wlałem mleczko i poszedłem do jej sypialni. Położyłem tacę pełną pyszności na jej kolanach. Nie rozumiałem co się ze mną dzieje, dla czego jestem dla niej taki... miły, troskliwy, opiekuńczy, czuły, to do mnie nie podobne!

(Alison?)

Od Michała - Czego ona ode mnie chce?! (C.D.)

Wyszedłem i ruszyłem w kierunku kawiarenki. Niebawem byłem na miejscu. Gdy przekroczyłem próg od razu podeszła do mnie nieznajoma kobieta.
- To ja Anna Cano. - podała mi ręki, lecz ja nie odwzajemniłem gestu.
- Wybacz, ale nie znam pani.
- Może usiądziemy, porozmawiamy?
- Po to tu przyszedłem, nie? - westchnąłem.
Usiedliśmy przy stoliku, zacząłem dyskusję.
- Czego ty ode mnie chcesz?!
- Pamiętasz, spotykałeś się ze mną w liceum?
- Może i co z tego? - niecierpliwiłem się.
- No, bo widzisz z tego spotykania, zaszłam w ciąże.
- Ta i co jeszcze wmówisz mi, że ja jestem ojcem tego dziecka? - powiedziałem z ironią.
- Ale taka jest prawda...
- Nie sądzę.
-Możemy zrobić testy, jeśli chcesz.
- Wiesz mi, to jest obojętne...
- A mi nie...
- To rób se te testy, mam to gdzieś. - powiedziałem wstając od stolika, lecz ona złapała mnie za rękę.
-  Proszę. - nalegała.
- Okey, zrobię te testy, abyś dała mi wreszcie święty spokój...
Wyszedłem z kawiarenki, ta Anna chyba dorzuciła coś na koniec, ale nie usłyszałem. Zdenerwowany poszedłem do Kasandry, mieliśmy zjeść razem kolację. Wparowałem jak burza do jej mieszkania...

(Kasandra?)

Od Alison - Nie lubię lekarzy .. ( C.D)

Zatrzymał auto przed wielkim budynkiem, ale to nie był szpital.
- W szpitalu czekali byśmy kilka godzin, tu pracuje mój kolega wie, że przyjedziemy.
- Ja nie idę do żadnego lekarza, nie ruszam się z tond. - zaparłam się mocno na siedzeniu i nie miałam zamiaru się z tond ruszyć. Westchną i wysiadł z auta. Kierował się w stronę moich drzwi i otworzył je. Zaparłam się jeszcze mocniej nie zwracając uwagi na ból. Wyjął mnie bez żadnego problemu i trzymał jak dziecko.
- Puszczaj mnie, ja nie chcę iść do żadnego lekarza - wierciłam się ale on nadal mocno mnie trzymał.
- Nie zachowuj się jak dziecko które boi się lekarza.
- Ale ja się boje! I ostrzegam zawsze jak zobaczę igłę mdleje!
- No to igieł nie będzie . Ale i tak tam idziesz!
- Proszę cie nie! Ona tylko mnie trochę boli nic wielkiego.
- Ta.. trochę boli ale jak wstajesz od razu lądujesz na ziemi. Bo ci uwierzę - nie odezwałam już nic. Zamiast tego wtuliłam się mocno w jego szyję i nie miała zamiaru puścić. Gdy wszedł do środka zamknęłam mocno oczy i bardziej się d niego przytuliłam. Czułam jak rozluźnia się i nie trzyma mnie już tak mocno. Otworzył jakieś drzwi, nie otworzyłam oczu dopóki nie odezwał się głos jakiegoś mężczyzny.
- Cześć!
- Cześć.
- Połóż ją na łóżku zaraz zobaczymy co z jej kostką. - polecił mężczyzna . Michał podszedł do łóżka stojącego nieopodal i położył mnie na nim. Nie puszczałam go, bałam się od zawsze się bałam lekarzy.
- Spokojnie nic się tobie tu nie stanie obiecuje - wyszeptał mi do ucha a ja z niechęcią go puściłam. Opowiedział koledze wszystko, dosłownie wszystko nawet to że boję się lekarzy i mdleję na widok igieł. Trochę się pośmiali z siebie. I zaczęło się torturowanie mnie. Za każdym razem kiedy dotykał moje kostki syczałam z bólu. Zrobili mi prześwietlenie i wyszło na jaw co mi jest. Skręcona kostka ! Przez tydzień nie mogę chodzić! I co ja teraz zrobię!
- Michał zawieziesz mnie w końcu do domu ?
- W twoim stanie? Przecież nie możesz chodzić przez tydzień!
- Muszę iść do Arysji, zostawiła ja na całą noc i pól dnia. Jeszcze po twojej wizycie na pewno nie wie co się dzieje! Jeszcze zdemoluje mi mieszkanie!
( Michał?)



Od Kasandry - Chcę by wrócił.. (C.D)

Zanim zdążył przekroczyć próg drzwi podeszłam do niego i ucałowałam go w policzek.
-Ale..wrócisz,prawda?-spytałam cicho.
-Tak.-uśmiechnął się i wyszedł.
W końcu poszłam się odświeżyć i przebrać. Zabrałam jeszcze swoją torbę i wyszłam,udałam się na stadion.
Gdy już tam byłam oczywiście nie ominął mnie wykład trenerki o spóźnianiu się.
-A teraz marsz do szatni się przebrać!-mimowolnie zaśmiała się.
-Tak jest.-uśmiechnęłam się.
Poszłam do szatni i przebrałam się tam w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka.
Po wyjściu z niej od razu zaczął się mój trening. Biegi,biegi i jeszcze raz biegi. Ale ja to kocham,ten sport to całe moje życia jak i miłość..no i jeszcze taniec.
Trenowałam do wieczora,w końcu niedługo odbędą się zawody.
Po powrocie do domu nie czekało mnie nic innego jak mój kochany psiak i jego zachcianki. Nakarmiłam go,pobawiłam się z nią i wykąpałam.
Nareszcie miałam trochę czasu dla siebie. Wzięłam krótki prysznic i przebrałam się w czyste ubrania. Zaczęłam robić sobie kolację. Przygotowałam Risotto..właściwie..to Michał mówił że przyjdzie jeszcze wieczorem. I mam nadzieję że tak będzie..przygotowałam drugą porcję dla niego.

(?)

środa, 11 czerwca 2014

Od Michała - Inna. (C.D)

Rzeczywiście Alison, była inna. Bardzo mi się to, w niej podobało. Nie odpowiedziałem jej na pytanie, gdyż sam nie wiedziałem. Zaczęliśmy jeść przygotowane przeze mnie śniadanie. Alison, wciąż powtarzała to samo pytanie. Ja nic nie mówiłem, dopiero gdy zjadłem odrzekłem jej.
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. - Powinnaś iść do lekarza.
- Ale, po co?
Alison patrzyła się na mnie i oczekiwała odpowiedzi, ja zaś nie byłem jej w stanie udzielić.
- No po to, aby cię zbadał. - nie miałem lepszego pomysłu, jak jej odpowiedzieć.
- Jak, wrócę do domu to od razu poczuję się lepiej.
Jestem taki, że zawsze stawiam na swoim, teraz też tak zrobiłem. Złapałem ją w pół i zaniosłem do samochodu. Alison krzyczała i wyrywał się, ale to nic nie dało. Po paru minutach byliśmy na miejscu.

(Alison?)

Od Michała - Akcja. (C.D)

Schodziłem właśnie z klatki schodowej, gdy usłyszałem krzyki kobiety, dochodzące z góry. Zawróciłem się i pobiegłem za echem. Okazało się, że to Kasandra musiała krzyczeć, głos dochodził z jej mieszkania. Żadnym problemem, nie było dla mnie wyważenie drzwi, wszedłem. Zastałem tam Kasandrę leżącą na podłodze, a nad nią jakiegoś mężczyznę. Widać było, że ona jest przestraszona. Rzuciłem się na faceta. Napadłem go z tyłu, więc nie miał szans. Był niewysportowany, szybko się poddał i stracił przytomność. Podszedłem do Kasandry.
- Nic ci nie jest? - spytałem z troską.
- Teraz już, nie. - spojrzała mi w oczy. - Dziękuję.
- Nie ma za co.
Mężczyzna odzyskał przytomność i rzucił się na mnie. Miałem zapasowe kajdanki, skułem mu ręce. Następnie odprowadziłem go na policję i złożyłem wyjaśnienia. Zamknęli go. Ja wróciłem do mieszkania Kasandry.
- Hey, jak się czujesz?
- Dobrze. - uśmiechnęła się.
- Ja muszę już iść...
- A, gdzie, idziesz? - spytała zaciekawiona.
- Eh... na spotkanie. - uśmiechnąłem się i wyszedłem.

(Kasandra?)

wtorek, 10 czerwca 2014

Od Alison - "Jak tam spotkanie z pisakiem "

Dałam mu klucze i patrzałam jak znika za drzwiami sypialni. Bardzo się martwiłam żeby nic mu się nie stało ani mojej Arysji. Mam tylko ją. Rodziny nie chcę znać. Nie mogłam zasnąć, wszystko mnie drażniło. Bałam się zostać tu sama ale jeszcze bardziej bałam się zostawić samej suczki. Każdy ruch sprawiał mi okropny ból. Postanowiłam się nie ruszać, by nie spowodować następnej fali bólu. Leżałam tam i leżałam, aż w końcu dopadło mnie znużenie i zasnęłam.Obudziłam się rano, nie wiedząc która godzina. Ale jednego byłam pewna, że jest sobota. Rozejrzałam się dokładnie po pokoju, nikogo w nim nie było ale w powietrzu unosił się zapach smażonej jajecznicy. Usiadłam i chciałam wstać ale kostka dała o sobie siwe znaki. Wzięłam się w garść i pokuśtykałam do kuchni. Był tam Michał. Przyjrzałam mu się dokładnie, nie ma żadnych ran to dobrze. Nie zauważył że stoję w drzwiach był pochłonięty przygotowywaniem jajecznicy.
- Jak tam spotkanie z Arysją ? - zapytałam, był najwyraźniej zaskoczony moją obecnością. Odstawił na bok patelnię i podszedł do mnie łapiąc mnie w tali i praktycznie przeniósł mnie na pobliskie krzesło.
- Nawet nieźle, nie licząc tego że próbowała wbić we mnie swoje kły - zaśmiał się wracając do robienia śniadania.
- Ostrzegałam, ale nie zrobiłeś jej krzywdy?
- Ja jej? To mi powinnaś współczuć bo na mnie się rzuciła. Ale nie nic jej nie jest.
- Sorki ale ja bardzo ją kocham nie zniosła bym gdyby coś się jej stało. Ale nic ci nie zrobiła? - zrobiło mi się głupio że nie zapytałam o to najpierw.
- Jestem cały i rozumiem że się o nią martwisz nic jej nie jest. Chociaż mówiąc prawdę nie spodziewałem się owczarka, myślałem że po prostu przesadzasz. Większość dziewczyn ma małe słodkie przytulanki - zaśmiał się tak słodko, że aż czułam jak wychodzą mi rumiance.
- Ja nie jestem ja inne dziewczyny ja mam dużą i groźną przytulankę - uśmiecham się szczerze.
- Widzę że jesteś inna - powiedział wyciągając dwa talerze i nakładając na nie jajecznicę .
- Kiedy mogę wrócić do domu ?

( Michał kiedy ?)

Od Kasandry - Znów..!? (C.D)

Z rana usłyszałem pukanie.
Podniosłam się leniwie z łóżka i otworzyłam drzwi w piżamce. No ba,różowa koszula nocna przez którą prawie wszystko prześwitywało.
-Dzień dobry.-uśmiechnął się.
-Tak,dobry..-ziewnęłam.
-Zaspana?
-Tak..-zaśmiałam się.
-Jak się czujesz...?
-Całkiem dobrze.
-To super..przyjdę jeszcze do ciebie wieczorem dobrze?
-Dobrze.
Uśmiechnął się i odszedł.
Gdy już chciałam zamykać drzwi do środka wdarł się jakiś mężczyzna,zatrzasną drzwi i chwycił mnie mocno za nadgarstki i rzucił na podłogę. Gdy spojrzałam na jego twarz dopiero rozpoznałam że to ten sam mężczyzna. Mając nadzieję że Michał jeszcze nie odszedł za daleko zaczęłam pkrzyczeć z całych sił..

(?)

Od Michała - Słodki psiak. (C.D)

- Słodki psiak. - uśmiechnąłem się, głaszcząc sunię. Pobawiliśmy się z pieskiem Kasandry, ten zmęczony zasnął. Na zegarze wybiła 21, było już ciemno. - Jeśli chcesz, mogę u ciebie zostać. - Nie musisz. - powiedziała cicho. - Wiem, ale, jeśli ma ci to sprawić przyjemność, z chęcią zostanę... - Pewnie masz ważniejsze sprawy, niż siedzenie tu ze mną. - powiedziała obojętnie. - No w sumie, to tak. - uśmiechnąłem się. - Cześć! - powiedziałem wychodząc. Wróciłem do siebie, od razu skierowałem się w stronę łóżka, zasnąłem. Nastał ranek, wstałem i się ogarnąłem. Miałem teraz iść na to spotkanie, ale przed, nim chciałem się jeszcze zobaczyć z Kasandrą. Powędrowałem do jej mieszkania i zapukałem.


(Kasandra?)

Od Kasandry - Nie musisz.. (C.D)

Podeszłam bliżej niego ze spuszczoną głową.
-Możesz iść jeśli chcesz..
-Co?
-Nie każę ci tu zostać na siłę..-powiedziałam cicho.
Nagle usłyszeliśmy radosne poszczekiwanie..Laura ty mały diable.
Do pokoju wbiegł mały piesek przy okazji potykając się o swoje własne łapy..niezdara z ciebie.
Wzięłam ją na ręce i przytuliłam do siebie,polizała mnie po twarzy.
-Twój?-spytał.
-Tak..Laura.-uśmiechnęłam się.
Delikatnie pogłaskał psiaka na co ten zaszczekał radośnie.

(?)



Od Michała - Tajemiczy telefon. (C.D)

Zadzwoniła do mnie jakaś nieznajoma kobieta, tak mi się wydawało, miała delikatny głos. Mówiła coś o jakimś spotkaniu...
- Witaj, nazywam się Anna Cano. Możemy się jutro spotkać, w kawiarni? - powiedział tajemniczy głos.
- Ale, po co? - niecierpliwiłem się.
- Przyjdź jutro, a wszystkiego się dowiesz... - powiedziała tajemniczo i się rozłączyła.
Nie wiedziałem, kto to był i dlaczego do mnie dzwonił. Ale postanowiłem spotkać się z nią jutro. Zobaczyłem, że w progu stoi Kasandra i chce coś powiedzieć...

(Kasandra?)

Michał - Spotkanie z Arysją. (C.D)

- Spoko, dm se radę. - uśmiechnąłem się szeroko. - Miałem już do czynienia z psami.
- To, nie jest dobry pomysł...
- A to, żebyś wstała i wlokła się do domu, gorszy. - zaprotestowałem.
- Ale ty jesteś uparty!
- Taki już jestem, daj klucze.
Alison dała mi klucze do jej mieszkania. U samego progu przywitała mnie jej suczka. Skoczyła na mnie z kłami. Zacząłem walkę z psem. Uziemiłem ją. Poszedłem do kuchni Alison, jej mieszkanie było piękne. Wziąłem pierwszą, lepszą miskę, nalałem tam wody, a do drugiej wsypałem karmy. Położyłem to przy psie i go spuściłem. Ledwo udało mi się wyjść z mieszkania. Wróciłem do siebie, Alison już spała. Nie budząc jej wziąłem koc i poszedłem do salonu, spać na kanapie.

(Alison?)

Od Alison - Ale jesteś uparty ( C.D)

- Nie mogę zostać, Arysja na pewno wariuje w domu! Jest przyzwyczajona że wracam zawsze o tej samej godzinie.
- Arysja....?
- Eh... Arysja to moja sunia. Nigdy nie zostawiam jej ba tak długo.
- Mogę zajrzeć do niej i dać jej wodę i jedzenie.
- Wykluczone, jak tylko otworzysz drzwi a ona zobaczy że to nie ja to już po tobie. No albo jak się jakoś wyrwiesz to i tak wylądujesz w szpitalu. Bardzo pilnuje domu i nie lubi obcych.


( Michał?)

Od Kasandry - Dziękuję. (C.D)

Z małym uśmiechem nadal się w niego wtulałam..
-Dziękuję ci..-szepnęłam.
-Nie ma za co..-pogłaskał mnie po głowie i mocniej przytulił.
Tuliliśmy się przez kilka minut w ciszy.
Po chwili odsunęłam się od niego delikatnie.
-Dziękuję ci.-powiedziałam.
-Jak już mówiłem..nie ma za co.-przyjrzał mi się..moje ubrania były lekko podszarpane,a sama ja wyglądałam jak wrak człowieka.-Lepiej pójdź się przebrać..i trochę odświeżyć co?
-Tak,lepiej tak..-powiedziałam.
-Mam nadal tu być?
-To już według twojej woli..wiem że pewnie masz lepsze zajęcia.-uśmiechnęłam się.
Odwróciłam się i poszłam do swjego pokoju,wzięłam inne ubrania i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam twarz zmywając makijaż...nie robiłam już nowego i przebrałam się w jakieś jeansy i białą koszulkę na ramiączkach.
Wróciła do salonu..o dziwo Michał nadal tam był..dzwonił do kogoś.

(?)



Od Michała - Nie pozwolę cię skrzywdzić. (C.D)

- Spokojnie. - powiedziałem gładząc ją po głowie.
 -  A, t-ty jakbyś się z-zachował na moim miejscu? - powiedziała łkając.
- Na pewno, uspokoił, nic takiego się nie stało..
- Nic się nie stało?! - powiedziała denerwując się.
- Ehh... nie o to mi chodziło. - westchnąłem.
 - Proszę bądź przy mnie. - spojrzała na mnie załzawionymi oczami.
 - Oczywiście, będę. - uśmiechnąłem się. - Już nigdy, więcej nie pozwolę cię skrzywdzić.

(Kasandra?)

Od Kasandry - Trudno mi.. (C.D)


-Niby..niby jak mi pomożesz...?-powiedziałam cicho.
-Proszę..uwierz we mnie.-powiedział i nawet delikatnie się uśmiechnął.-Opowiesz mi co się stało?
Kiwnęłam lekko głową i wszystko mu opowiedziałam..co jakiś czas zacinałam ale..opowiedziałam wszystko dość dokładnie i wyraźnie.
-Widziałaś jak wyglądał..?
-Miał ciemne włosy..i wyglądał mi na faceta w średnim wieku.-powiedziałam.
-Yhmm..-kiwnął głową.
Po chwili mocno się do niego przytuliłam i znów się rozpłakałam.

(Michał?)

Od Michała - Zostań u mnie... (C.D)

- Nie wrócisz, zostaniesz u mnie. - spojrzałem na nią z uśmiechem.
- Ja, nie mogę. - powiedziała cicho.
- A co, jeśli ci się coś stanie? - rzuciłem na nią lodowate spojrzenie. - Nie daruję sobie tego.
- Ale...
- Bez żadnego "ALE". - powiedziałem stanowczo.
- Idę. - powiedziała wstając z kanapy.
- Co, ty robisz?!
Po chwili Alison straciła równowagę i opadła znów na kanapę, jęcząc przy tym.
- Zawieziesz mnie? - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami.
- Nie, w twoim stanie. - uśmiechnąłem się.
Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do swojej sypialni, tam położyłem ją na łóżku. Usiadłem obok niej.
- Zostań u mnie, proszę. - spojrzałem na dziewczynę.

(Alison?)

Od Michała - Wszystko będzie dobrze. (C.D)

Nigdy, bym nie przypuszczał, że Kasandra mogła, by zostać zgwałcona, a jednak myliłem się. Nie znałem tego uczucia, jakie ona czuje, ale chyba było naprawdę źle. Była całkowicie rozbita. Muszę jej pomóc!
- Przykro mi...
Kasandra trzymała głowę w poduszce i nie odzywał się.
- Wszystko będzie dobrze, pomogę ci. - westchnąłem. - Ale musisz mi wszystko dokładnie opowiedzieć...

(Kasandra?)

Od Kasandry - T-trzymaj się z d-daleka..ode mnie.. (C.D)

Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka.
Natychmiast narzuciłam na siebie koc i znów rozpłakałam..tak..myśląc że mnie nie widzi czułam się bezpieczniej.
Usłyszałam że zaczął się do mnie zbliżać. Przez materiał kocyka widziałam ze chce mnie dotknąć,szybko zareagowałam i odtrąciłam jego dłoń.
-T-trzymaj się z d-daleka..ode mnie..j-jasne..?-powiedziałam cicho.
-Co się stało? Proszę powiedz mi..-powiedział i przykucnął przy kanapie.-Przy okazji..znalazłam twój telefon.
Położył go na stoliku obok.
Nie odzywałam się..
-Proszę ,powiedz mi. Naprawdę mogę ci pomóc..-powiedział.
-Z-zgwałcili..m-mnie..-powiedziałam cichutko.

(Michał?)



Od Michała - Co się stało... (C.D)

Gdy znalazłem kartkę, a na, nim te list i jej numer telefonu, od razu zadzwoniłem, ale nikt nie odbierał. Próbowałem tak jeszcze 2 razy i nic. Pomyślałem, że jest zajęta albo nie chce ze mną gadać. Wyszedłem na zewnątrz i udałem się na spacer, ale w krzakach znalazłem telefon Kasandry. Tak, to był jej, jestem tego pewny! Często zmierzałem się z takimi zadaniami, więc zacząłem śledztwo. W telefonie, był jej adres zamieszkania, poszedłem tam. Mieszkanie było otwarte, wszedłem bez problemu. W salonie zastałem rozpłakaną Kasandrę. - Co się stało? - spytałem zmartwiony.

(Kasandra?)

Od Alison - Uważaj jak chodzisz ( C.D)

Zaprowadził mnie do swojego mieszkania. Było ładne jak na chłopaka zadbane itd. Poprowadził mnie do czerwonej kanapy. Chociaż całą drogę się wyrywałam to i tak trzymał mnie mocno nie dał mi iść samej do swojego mieszkania. Jak usiadłam moją prawą nogę przeszedł okropny ból aż jęłam.
- Siedzi tam zaraz przyniosę ci lud. Tylko proszę nie próbuj znowu uciekać - popatrzał na mnie z miną pełną troski.
- Gdybyś na mnie nie wpadł nie musiałabym tu być!
- Wiem ..wiem i jeszcze raz przepraszam - poszedł do kuchni. W normalnym świetle był całkiem przystojny... i zręczny . Wrócił z lodem minę miał nadal zatroskaną. Słodko tak wyglądał.
- Może trochę zaboleć - ostrzegł mnie przykładając lud do kostki. Była jak jakaś napompowana piłeczka cała sina. Znowu jęłam i kręciłam się z bólu który po chwili ustąpił.
- Już lepiej ?
- Tak dzięki. Jak ja teraz wrócę do domu ?
( Michał ?)

Od Kasandry - Przepraszam (C.D)

Gdy się obudziłam obok mnie nie było Wilczka..to jest Michała.
Podniosłam się i wzięłam swoje ubrania,odnalazłam łazienkę i ogarnęłam się i ubrałam.
Wyszłam z niej i jakimś cudem odnalazłam jakąś kartkę i papier.
" Wilczku,noc była cudowna,ale teraz muszę iść. Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy..barrrdzo na to liczę.
Kasandra."
Postawiłam też na końcu serduszko i swój numer telefonu. Wyszłam z mieszkania i udałam się do siebie..jednak po drodze..ktoś mnie złapał i zakneblował a potem..sami sobie dokończcie. Zgwałcił mnie..

(?)

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Od Michała - List. (C.D)

Zaczęliśmy się namiętnie całować, po chwili wylądowaliśmy już w łóżku. Nie mogłem się jej oprzeć, była taka... Noc spędziliśmy fantastycznie. Obudziłem się rano, obok mnie leżała naga Kasandra. Nie chciałem jej budzić, a musiałem iść do pracy. Ubrałem się i wyszedłem.
- Jak zawsze spóźniony, Wilk? - spojrzał na mnie srogo szef.
- Przepraszam. - powiedziałem lekceważąco.
Szef przydzielił mi kolejne zlecenia. Szybko się z nimi uporałem. Wróciłem do swojego mieszkania, na stoliku leżał list napisany przez Kasandrę. Jego treść brzmiała następująco...

(Kasandra?)

Od Kasandry - Mrrr.. (C.D)

-Do mojej dyspozycji..-zaśmiałam się i położyłam dłonie na jego torsie.
-Dokładnie koteczku.-uśmiechnął się.
-Mrr..-zamruczałam jak rasowy kociak.
Zachichotał i delikatnie objął mnie w pasie.
-Czyli się zabawimy co?-uśmiechnęłam się słodko.
-Dokładnie..-w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.
-A jak..? Ostro czy raczej łagodnie..?
-Hmm..to już jak wolisz kotko..
-Mrr..-znów zamruczałam.
Tak..jak ja lubię towarzystwo mężczyzn..po prostu kocham!

(?)

Od Michała - Do twojej dyspozycji, kotku. (C.D)

Przyznać... dziewczyna, była niezła. A, skoro, sama się prosiła.. Jak dają to trzeba brać.
-Chodźmy do mnie. - uśmiechnąłem się kokieteryjnie. - Tam się pobawimy.
- No, okey. - w jej oczach pojawił się błysk.
Po paru dzielnicach byliśmy już na miejscu. Fakt, moje mieszkanie nie było jak z bajki, ale miałem nadzieję, że to jej wystarczy.
- Jestem do twojej dyspozycji, kotku. - uśmiechnąłem się.

(Kasandra?)

Od Kasandry - No zostań, proszę... Wilczku. (C.D.)

-Kasandra Farro.- uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
-Miło mi.-powiedział.
-Mi również.-zaśmiałam się.
Porozmawialiśmy chwilkę po czym znów odwrócił się w stronę drzwi.
-Ja już idę..-powiedział i chciał wyjść lecz chwyciłam go za nadgarstek.
-No Wilczku nie idź..
-Wilczku?-zdziwił się.
-Tak Wilczku. Zostań jeszcze..chyba życie to nie tylko praca co nie? Warto jeszcze zostać i się pobawić..-uśmiechnęłam się.
Popatrzyłam wyczekująco na chłopaka..szczerze powiedziawszy przypadł mi do gustu.

(Wilczek? ;3)

Michał - Cześć!

Jako detektyw mam sporo pracy, a szef zlecił mi dzisiaj dodatkowe zlecenia. Późno skończyłem robotę, było już ciemno. Idąc ślepo przez ulicę, wpadłem na jakąś dziewczynę. Ona upadła na ziemię i zawyła z bólu.
- Sorry, nic ci nie jest? - przejąłem się tą całą sytuacja.
- A jak myślisz?! - mówiła zdenerwowana.
- Pomogę ci. - podałem jej ręki.
- Nie! - wyrwała się.
- Noga cię boli? - zauważyłem, to po niej.
- Tak. - otarła łzy. - Skąd wiesz?
- No powiedzmy, że zauważyłem. - spojrzałem na dziewczynę. - Gdzie mieszkasz?
- A co cię to obchodzi. - powiedziała obojętnie.
- Nabroiłem, to teraz muszę to naprawić.
Wziąłem ją na ręce, mimo że się wyrywała i usiłowałem zanieść ją do mojego domu.
- Puść mnie! - nalegała.
- Pomogę Ci.
Zaniosłem ją do mojego mieszkania i położyłem na kanapie.

(Alison?)

Michał - Spotkanie w Klubie, co jeszcze?

Dzisiaj wolne, same imprezki w plenerze. Wybiła godzina 22, czas zacząć zabawę. Wpadłem do pobliskiego klubu. Dorabiam jako DJ, więc tam też zapuściłem muzę. Po skończonej robocie, miałem zamiar wyjść, ale zatrzymała mnie pewna dziewczyna. Miała w ręku kartkę i długopis.
- Dasz Autograf? - powiedziała czerwono włosa.
- Jasne! - uśmiechnąłem się szeroko.
Napisałem na kawałku papieru:  "DJ. M.Wilk."
- Tak się nazywasz? - nie skrywała śmiechu.
- No taa, Michał Wilk. - przewróciłem oczami - A ty?

(Kasandra?)

Archiwum bloga